powstaje stowarzyszenie, które będzie się zajmowało kulturą gejow-sko-lesbijską w ramach Uniwersytetu. Na początku było nas pięć w porywach do 15 osób, przychodzili ludzie z matematyki, z filozofii, z antropologii, właściwie zewsząd. To stanowiło pewną trudność, chociażby dla wspólnego tworzenia projektów, ale nam zależało, żeby spotkania były otwarte dla wszystkich.
Był i oddźwięk negatywny, ktoś napisał list do rektora, że tu się promuje zboczeńców, co na szacownym uniwersytecie jest nie do przyjęcia, że nie powinno się pozwalać na takie spotkania, bo za chwilę powstanie grupa zoofilów, i tak dalej w tym stylu. Twórcy tego listu powiesili go także na uniwersyteckiej tablicy informacyjnej, sytuacja zrobiła się niefajna. Postanowiliśmy więc działać szybko, zanim pomysł zostanie spacyfikowany. Akurat jedna z dziewczyn, która zakładała Interdyscyplinarną Grupę Gender Studies przy wydziale anglistyki, zaproponowała nam, żeby to stowarzyszenie tam włączyć. I tak zrobiliśmy, co ukierunkowało nasze działania w akademicką stronę, stworzyliśmy Koło Naukowe Gender Studies „Nic Tak Samo”.
Nazwa dobrze brzmiała i odnosiła się zarówno do odmienności, jak i do hasła antyfaszystowskiego „każdy inny - wszyscy równi”.
A.L.: Co przyciągnęło do was ludzi z rozmaitych naukowo światów? Od matematyków przez polonistów do antropologów...
Marzena: To, że na uniwersytecie można pogadać o seksualności nienormatywnej, co wszystkim się kojarzyło w pierwszym odruchu z homoseksualizmem. Potem, przez studiowanie różnych tekstów, słuchanie wykładów (bo zapraszaliśmy różne osoby zajmujące się queer theory i studiami gejowsko-lesbijskimi jako dziedzinami naukowymi), ludzie nabrali świadomości, czym jest queer.
A.L.: To ja znowu zapytam czym jest, bo wcale nie jest to takie proste.
Marzena: Queer theory jest obszarem nauki, który bada odmienność, jest też koncepcją tożsamości, która nie ma być jednoznaczna i niezmienna, ale właśnie płynna i niepodlegająca kulturowym nakazom. Słowo queer oznacza „odmieńca”. Można powiedzieć, że odmieńcami są wszyscy, którzy nie uznają płciowo-seksualnej normy. Także ludzie, którzy w związkach dwupłciowych (męsko-żeńskich) nie realizują takich wyobrażeń, że mężczyzna ma być współczesną wersją Tarzana, a kobieta jego Jane. Wystarczy się przyjrzeć ludziom wokół, żeby zobaczyć, że nie mają takich samych cech. Nawet, jeżeli większość mężczyzn, których spotkaliśmy, uwielbia siłownię, to spotkamy także takich, którzy lubią dzieci, chętnie gotują, a ich ulubionym kanałem telewizyjnym jest Fashion TV...
A.L.: Ten z modą...
Marzena: ...i już nie spełnia się święta kategoria różnicy. To samo z kobietami. Rzeczywistość rozwala normy, ale w kulturze mamy do czynienia z tym niesamowitym fenomenem, że pomimo namacalnych doświadczeń wierzymy, że norma to prawda o świecie, i odwołujemy się do niej bez końca.
Queer jest pomysłem na wolność wyboru w zakresie swojej tożsamości. Ale oczywiście nie chodzi o to, żeby nagle wszyscy ludzie zaczęli eksperymentować i robić różne dziwne rzeczy, żeby w ten sposób realizować ideę swobodnego konstruowania tożsamości. Jeśli ktoś przez 40 lat dobrze się czuje w związku z jedną osobą, płci przeciwnej, to świetnie. Tylko nie jest świetnie, kiedy rządzi przymus: „Tak ma być, bo to jest dla wszystkich najlepsze”.
A.L.: Czy tożsamość widziana jako coś, co można ciągle dekonstru-ować i konstruować na nowo, nie jest czymś nieznośnie niestabilnym?
Marzena: Może nie daje takiego poczucia bezpieczeństwa, ale przynajmniej jest autentyczna, bliższa skórze. Jeśli ma być w dużej mierze narzucona, to tak, jakby założyć cudzy kostium, zapiąć go pod szyję i udawać, że nie ciśnie. Jasne, że tożsamość po części jest kulturowym kostiumem, ale nie wszystko z niego pasuje każdemu.
9
A.L.: Chcesz nosić kostium, który nie uwiera?
Marzena: Który sama sobie uszyję.
A.L.: Ale jednocześnie taki kostium może być bardzo ekscentryczny czy kompletnie niezrozumiały dla innych. Porozmawiajmy o bisekr ści, ona jest bardzo dobrym przykładem takiego „nie wiadomo
Marzena: Moim zdaniem to jedno z większych wykluczeń, ze względu na panujące przekonanie, że osoba biseksualna jest „szpiegiem w obozie”, przychodzi tutaj niby do nas, ale tak naprawdę nie jest „nasza”. Z punktu widzenia normy homoseksualnej (bo i taka istnieje) bywa postrzegana jak ktoś, kto chciałby mieć ciastko i zjeść ciastko. Słyszy: „Tak to nie można, trzeba się zdecydować”, co jest konsekwencją wytworzonej w kulturze polaryzacji homo - hetero. Biseksualista/ka nie budzi zaufania i jest odbierany/a jako osoba nieokreślona. Z perspektywy
199