że nagle przestałem ważyć i stałem się lekki jak piórko. To było wspaniałe uczucie. Przeżycie, które pamiętam do dziś.
- Pan Andrzej też nie potrafił wyjaśnić, co się dzieje w momencie, gdy osoba z krzesła unoszona jest w powietrze. Powiedział, że - co prawda - mechanizmu, który to powoduje nie zna, ale wie, iż tak się dzieje i doświadczenie to zawsze demonstruje na kursach metody Silvy. Zwykle do tego eksperymentu wybiera najcięższą, najgrubszą osobę w grupie, a nie takiego chudziel-ca jak ja. Podobno zasadnicze znaczenie dla powodzenia doświadczenia ma nastawienie psychiczne tych, którzy w nim uczestniczą. Ważna też jest koncentracja czwórki osób, które mają unieść w górę tę piątą.
- To co wtedy przeżyłem, będąc na palcach unoszony z krzesła, trochę zmieniło moje nastawienie do metody Dennisona. Bo -myślałem - jeśli można prawie latać, będąc popychanym w górę, właściwie nie wiadomo przez co, ani nie wiadomo przez kogo, to może i ta gimnastyka jakoś zadziała? Tym bardziej że sztuczka pana Andrzeja przypominała mi trochę czary, o których akurat wtedy czytałem w książkach o Harry Potterze. Był to bowiem czas, gdy przeżywałem wielką miłość do tej postaci i dzięki Panu Andrzejowi poczułem się trochę jak bohaterowie książek pani Rowling, a może nawet tak jak sam Harry.
- Lubiłem też spotkania z panem Dmitńjem Morozowem. Mówił nie do końca po polsku, a mimo to można go było zrozumieć. Śmieszne, prawda? To bardzo miły, zawsze uśmiechnięty pan. Jego masaż był na szczęście mniej dokuczliwy niż masaż rozluźniający, choć jak po godzinnej sesji wstawałem z kozetki, za pierwszym i za drugim razem czułem lekkie zawroty głowy. Właśnie tak, ponoć, powinno być. To -jak mówił pan Morozow - całkiem normalna reakcja, znak, że wszystko prawidłowo zadziałało.
- Raz spotkałem się też z panią Świetlaną Masgutową. Mile ją wspominam. Było to już po kilku miesiącach gimnastyki i masażu, po pierwszej sesji z Dmitrijem Morozowem. Panią Swieda-nę od razu polubiłem, no a do tego była mistrzem w swym fachu. To o czym mówiła, od razu mnie zainteresowało.
66
Biblioteka Zdrowego Człowieka
„Lubiłem spotkania z panem Morozowem"
- Pani Świetlana sprawdzała, jakie zrobiłem postępy, ale pytała o to nie mnie, lecz... moje ciało. Kazała mi poziomo przed sobą ustawić rękę i badała napięcie mięśni - jak reagują na stawiane mi pytania. Jakby wsłuchiwała się, co tam w środku gra i buczy. I chyba dobrze słyszała. Była bardzo zadowolona. Na koniec nawet mi pogratulowała. Powiedziała, że jestem na jak najlepszej drodze, że jak rakieta szybko teraz pnę się do góry. Już prawie szybujesz” - usłyszałem. Nie wiem dlaczego, ale skojarzyło mi się to jakoś z doświadczeniem pana Wójcikiewi-cza. Żałuję, że tylko raz się z nią widziałem, może jeszcze kiedyś będzie okazja? Bo takich rzeczy, jakie ona mi mówiła, chętnie słuchałbym codziennie.
- Z Panią Swiedaną widziałem się w marcu. Od tamtego momentu to, co robiłem — nawet picie ziół! — zacząłem traktować poważniej. W ogóle we wszystkim, co robiłem, począłem czuć się pewniej, jakbym mocniej stąpał po ziemi. W szkole też szło mi jakoś lepiej, bardziej niż do tej pory zależało mi na tym, by
67
Jak wyleczyłem dziecko z dysleksji