nadają jej mieco wojskowy charakter. Na bawełnianych, opadających skarpetkach nosi tenisówki, obwiedzione szeroką warstwą białej gumy, która popękała w miejscach, gdzie płócienny wierzch zgina się przy chodzeniu.
A... nalewa właśnie wodę mineralną do trzech szklanek, stojących rzędem na niskim stoliku. Podaje dwie pierwsze, potem, trzymając trzecią w ręku, siada w pustym fotelu obok Franka. Frank zaczął już pić.
— Czy dosyć zimne? — pyta go A... — Butelki stały dotąd w lodówce.
Frank robi niezdecydowany ruch głową i wypija, następny łyk.
- Można wrzucić 1Ó4» jeśli pan chce — mówi A...
I nie czekając na odpowiedź, woła boya. Zapada milczenie, w tym czasie boy powinien się pojawić '.na* tarasie od strony narożnika. Ale nikt nie nadchodzi.
Frank patrzy na‘AL., jakby oczekując, że zawoła po raz drugi; wstanie lub podejmie jakąś decyzję. -Po? twarzy A... zwróconej w kierunku balustrady przebiega lekka grymas.
— Nie usłyszał —powiedziała. — Będzie lepiej* jeśli jedno z nas tam pójdzie.
Ani ona, ani Frank nie podnoszą się ze swych foteli. Na twarzy A..., zwróconej profilem w kierunku narożnika 'tarasu, nie ma już ani uśmiechu, ani wyczekiwania, znikł też wyraz zachęty. Frank wpatruje się w ma-
łe pęcherzyki gazu na ściankach szklanki, którą trzyma blisko przed oczami.
Wystarczy jeden łyk, by się przekonać, że napój nie jest dostatecznie zimny. Frank, mimo że wypił już dwa, nie dał jeszcze jasnej odpowiedzi. Zresztą tylko jedna butelka została wyjęta z lodówki, ta z wodą mineralną, jej zielonkawe ścianki są lekko zamglone w miejscu, gdzie wysmukłe palce pozostawiły swe ślady.
Koniak natomiast stał przez cały czas w kredensie. A..., która codziennie przynosi razem ze szklankami wiaderko z lodem, dziś nie zrobiła tego.
— Co tam — mówi Frank — nie warto się trudzić.
Żeby dojść do kuchni, najprościej jest przejść przez dom. Już od drzwi czuje się w półmroku przyjemny chłód. Na prawo drzwi do gabinetu są uchylone.
Lekkie obuwie na gumie nie powoduje żadnego odgłosu na kaflowej posadzce korytarza. Drzwi otwierają się bez najmniejszego skrzypnięcia. Posadzka w gabinecie także jest ułożona z kafli. Trzy okna są zamknięte, a ich żaluzje ledwie uchylone, by żar południa nie wtargnął do pokoju.
Dwa z tych okien wychodzą na środkową część tarasu. Przez pierwsze, z prawej strony, w szparze na samym dole, między drewnianymi listewkami, którymi można dowolnie
33
3 — Żaluzja