m
porośnięta jest miękkimi wioskami, liście naprze-min uległe, trójlistkowe, kwitnie żółto w maju i czerwcu; kwiaty o pięciu płatkach podniesionych ku górze, kielich podwójny; liczne pręciki i słupki.
Nazwa naukowa kuklika — Geum urbanum — z rodziny różowatych. Pierwsze słowo po grecku znaczy „smaczny", „miły", drugie po łacinie „miejski". Liście i młode łodygi są delikatne, nadają się do sałat, przecierów i zup. Kłączy używa się nie tylko jako namiastki goździków, ale i jako jarzyny oraz garbnika, mają one bowiem 40% substancji garbnikowych. Dodaje się kukliki do piwa, aby zapobiec kwaśnieniu. Suche korzenie kuklika zastępują goździki i cynamon w ciastach z jabłkami, a winom gronowym nadają smak wermutu. Toteż kuklik zwany jest pospolicie korzeniem goździkowym.
Jako namiastki imbiru i cynamonu używa się wrotycza, dzikiej jarzębinki z rodziny złożonych. Jest to roślina wysoka, liście ma takie jak jarzębina; jej żółte kwiatostany-koszyczki zebrane są w kształcie tarczy. Wywołuje wrażenie, jakby była rumiankiem, z którego oberwano wszystkie białe płatki na brzegach kwiatów, a pozostawiono tylko żółte środeczki. Wrotycz ma silny zapach; dodaje się go do ciast, budyniów i sałat. Używa się go też do konserwowania mięsa i innych produktów spożywczych. Wrotyczem leczą rany. Z korzeni jego otrzymuje się zieloną farbę.
Rośliny korzenne mają duże znaczenie. Jak pisze Ambodik, lekarz i botanik XVIII wieku: „korzenne zapachy i smaki wybitnie orzeźwiają i dodają otuchy uczuciom cielesnym ludzi tak zdrowych, jak i dotkniętych słabością".
Nad rzeką Orinoco (Ameryka Południowa) w roku 1532 zebrało się liczne wojsko Hiszpanów — zdobywców Nowego Świata. Byli gotowi do stoczenia decydującej bitwy z Indianami. Wojownicy indyjscy ze strzałami i kopiami stali opodal; wydawało się, żc oczekują na atak „bladych twarzy". Nagle brązowi ludzie z piórami na głowie ustawili się w szyku bojowym i wbrew swemu zwyczajowi ruszyli w milczeniu na pułki hiszpańskie.
Na czele przed powolnie posuwającym się i wijącym frontem postępowało dwóch Indian z wielkimi patelniami w rękach. Na tych patelniach płonęły rozżarzone węgle. Od czasu do czasu Indianie wyjmowali z worków wiszących u ich boków garście jakiegoś proszku i sypali go na płonące węgle. Ku górze wił się gęsty dym.
— Zaklinanie złych duchów — śmieli się Hiszpanie — nie pomoże przeciw naszej broni.
— Do ataku na czerwonoskórych dzikusów1.
Wydano komendę i uzbrojeni w halabardy Hiszpanie runęli na spotkanie Indian.
Ale w kierunku Hiszpanów dąl wiatr i niósł ku nim gryzący zapach z owych patelni Indian. Hiszpanie zaczęli raptownie kichać i kaszlać, łzy zalewały im oczy, rozcierali je rękami. Równe szyki „bladych twarzy" pomieszały się. Wszyscy kurczyli się, kichali, kaszlali, płakali. Tomahawki Indian spadły na ich głowy.
Indianie zastosowali gazy drażniące. Na patelnie wsypali zmieloną papryką (pieprz czerwony). Opary papryki, rośliny nie znanej dotąd w Europie, przestraszyły wojska zdobywców Ameryki.