126 Praca, konsumpcjonizm i nowi ubodzy
nika - lecz ze wzglądu na jego postawę życiową: je ne regretie rien, jego nieuchwytność, niezłomną odmowę zaangażowania się w podejmowanie zobowiązań, mistrzostwo w przypominającej wyczyny Houdiniego sztuce ucieczki z najciaśniejszych klatek i otwierania najbardziej skomplikowanych kłódek.
Naturalnie, klatki, w których rządy zamierzały' zamknąć nosicieli kapitału, nie są zaopatrzone w wiele kłódek, owe kłódki zaś, które mają rzekomo zatrzymać (lub przynajmniej spowolnić) „globtroterstwo” nowej globalnej elity', nie należą do szczególnie misternych, a już z pewnością nie sposób ich uznać za niezłomne. Według raportu Światowej Organizacji Pracy, opublikowanego w 1995 roku w Genewie:
Globalizacja zredukowała autonomią ekonomiczną państw: mobilność kapitału ograniczyła ich wpływ na stopy procentowe, elastyczność wielonarodowych firm zerodowała szanse kontrolowania wielkości geograficznej dystrybucji inwestycji, a globalna mobilność technicznej i specjalistycznej siły roboczej utrudniła progresywne opodatkowanie dochodów i majątku, a zatem utrzymanie świadczeń publicznych.
Patrząc z dowolnej strony, widać, że zmora kruchości i niepewności nęka wszystkie rodzaje zawodów. Poszczególne kategorie różnią się tylko tym, jakie środki oferują (lub jakich odmawiają) zatrudnionym, aby mogli stawiać opór, czy też reagować na nową niestabilność pracodawców i prac podobną niestabilnością i „ulotnością” swych usług i zmieniających się zobowiązań. Żadna kategoria nic ma gwarancji, że nie utraci pracy. Nikt nic jest chroniony przed tym, co do niedawna nazywano „długotrwałym bezrobociem”, lecz co dziś coraz częściej (i słusznie) bywa opisywane jako „zby-leczność”*. Jeśli termin „bezrobocie”, nawet „długotrwałe bezrobocie”, sugerował przejściowy stan w życiu wypełnionym pracą, okic-
"> Oryg. redundancy\ terminem tym określa się również „redukcję zatrudnienia", tj. zwolnienia gmpowe (przyp. tłum.].
ślenie „zbytcczność” w uczciwszy sposób opisuje naturę obecnej sytuacji utraty pracy. Sugeruje ostateczność i nieodwracalność klęski. Przywodzi na myśl jednokierunkową drogę na wysypisko.
Od „bezrobocia" do „zbyteczności"
Termin „bezrobocie”, do niedawna stosowany powszechnie do określenia sytuacji ludzi bez płatnej pracy, wyrażał milczące założenie „normalności” zatrudnienia. Przedrostek „bez-” sygnalizował anomalię - dziwne, nieprawidłowe i tymczasowe zjawisko, które, jak wszystkie anomalie, stanowiło wezwanie do podjęcia działań zaradczych. Sugerował on również możliwość naprawienia tej anomalii, o ile wezwanie zostało usłyszane, a działanie podjęte. Nawet w czasie gospodarczego spowolnienia lub depresji na horyzoncie niezachwianie trwała wizja „pełnego zatrudnienia”: gdy wyzwolimy się z obecnego zastoju, a z pewnością to nastąpi, pracy (i płacy) będzie w bród dla każdego.
Jednak niemal żadne ożywienie gospodarcze, jakie następowało po kolejnych okresach depresji, nie zdołało przywrócić wysokości zatmdnienia do wcześniejszego poziomu. Mimo zachęcających statystyk produktu narodowego brutto (GNP) i produktu krajowego brutto (GDP), miejsc pracy nadal ubywało, wciąż rosła natomiast liczba ludzi, którzy poszukiwali zajęcia na próżno, lub nawet porzucali wszelkie nadzieje i przestawali podejmować dalsze próby. Stopniowo - z początku potajemnie, lecz niemniej jednak nieubłaganie - gospodarcza „droga rozwoju” zbaczała i skręcała ku idei, by robić tyle samo co-przedtem (i więcej), wykorzystując mniej najemnej siły roboczej niż przedtem i mniej zarządzania, niż wymaga najemna siła robocza. Z każdym kolejnym obrotem ekonomicznego cyklu obietnicę, którą zawierało pojęcie „bezrobocia”, łamano coraz jawniej, a nadzieje, jakie ono wzbudziło, zdawały się coraz mniej realistyczne. Nieubłaganie zgromadziło się dość doświadczenia, aby wywołać prawdziwą „zmianę paradygmatu”: zastąpienie terminu „bezrobocie” nowym słowem - zbyteczność.