Kim jest ta ona? Myślę, że i Grace, i Fedrą, i Kate. Każda z tych postaci jest delegatką Sarah, która opowiada nam nie tylko z wnętrza traumy, ale z politycznego archipelagu wykluczonych, którego - chcąc czy nie - jest przedstawicielką. Widać z niego lepiej, że do mordów, rozpadu, okrucieństw prowadzi trzymanie się norm cywilizowanego społeczeństwa, które oswoiło swoje lęki i nie widzi nowych zagrożeń. Już nie tylko rodzina, znów świat to straszne miejsce.
Czy jest tu prześwit nadziei? Na pewno w samym oczyszczającym momencie sztuki. Ale w świecie tych sztuk także. W ironii, w czułym języku, w patosie wyznań, w bezgranicznym oddaniu, do jakiego są zdolni ludzie społecznie wykluczeni. Dla kogo to nadzieja? Dla niewidomego lana? Dla Kate, która przynosi mu jedzenie zarobione u żołnierzy? Dla niego nie, on doczekał się swojej kolejki w łańcuchu wykluczeń. Co z tego, że niewidomi w tradycji literackiej lepiej widzą? Pozostają niewidomi. Ona zaś powtarza scenariusz, jaki świat ma dla kobiet.
Co może pocieszać? Według Romana Pawłowskiego to, że można jednak jakoś przetrwać. Kane jest przykładem, że nie. Im okrutniejszy świat - tym więcej czułości w bohaterach jej sztuk, którzy mimo to giną. Kiedy temu domknięciu zabraknie adresata, kiedy zgorszeni odwrócimy się od ucinanych członków i krwi - ze sceny przestają wyrastać słoneczniki. A wtedy zostają nam ostatnie słowa: odsłońcie zasłony. Co jest pod spodem? Odsłońcie na co?
Wykład X: (nieobowiązkowy)
(wystąpienie na Kongresie Feministycznym)
Późna pora, zarezerwowana raczej na wystąpienia artystyczne niż naukowe, upoważnia mnie do snucia opowieści, mam nadzieję - nie całkiem referatowej1. Opowieść ta zresztą oparta jest na prawomocnym w naukach humanistycznych przekonaniu o równoprawnym statusie wszelkich narracji, znajdujących miejsce w społeczności dyskursywnej. Sądzę, że konferencja nasza jest taką wyjątkową społecznością, w której dyskurs nie musi kierować się wolą
225
Ten tekst i „późna pora” mają swoją historię. Zdecydowałam się na potraktowanie go jako jednego z cyklu wykładów, chociaż można jego drugą wersję przeczytać w mojej książce Miasto-Ja-Miasto. Ponieważ książka nigdy nie istniała w szerokim obiegu, odzyskuję z niej fragment, dokonując jego kolejnej rekontekstualizacji. Najpierw Wystąpienie (pierwsza wersja głoszona „późną porą”, którą ocalam dla celów archeologicznych) było referatem przygotowanym na feministyczną konferencję zorganizowaną przez Bożenę Chołuj. Miał być „antyreferatem”, manifestować mój ówczes-ny pogląd na to, jak powinna wyglądać feministyczna nauka. Potem, na prawie apokryfu, wszedł do zbiorku mojej prozy, gdzie udaje po prostu opowiadanie, choć niektórzy sądzą, że jest referatem. Ale najważniejsze jest to, że pomieszczony w nim motyw pisuaru stał się znakiem przestrzeni Uniwersytetu Szczecińskiego. Chcąc nie chcąc, zostałam matką pisuaru, rozsławiłam to naczynie, a z nim całą uczelnię. Oczywiście, dobrze wiem, że to plagiat, ale udany. Myślę, że takie wykłady - oswajające miejsca i język symboliczny; autoironiczne - powinny znaleźć się w ofercie ponowoczes-nego uniwersytetu.