44 BUNT W TREBLINCE
co ich tu czeka. Kiedy kazano im się rozebrać, rzucili się z nożami na esesmanów. Rozgorzała zaciekła walka. Kto nic miał noża, bił butelką. Transport )i. czyi 2000 osób, w tym dużo kobiet i dzieci.
Naturalnie bunt zakończył się klęską nieszczęśliwych. Martwi pozostali na placu. Trzech esesmanów zostało rannych. Zawieziono ich do pobliskiego szpitala. Kiedy rano wyszliśmy z baraku, widzieliśmy porozrzucane wśród szmat i tobołków zwłoki ludzkie. Przysypał je cieniutką warstwą nieskazitelnie czysty, biały śnieg.
Na pryczy rozstawiliśmy z Alfredem małe składane krzesełka z drewna, które zostały przywiezione przez Żydów niemieckich łudzących się, że zostaną przesiedleni do Polski. Zapaliliśmy świeczki, przylepiając je do jednego z krzesełek, które zastępowało nam stolik. Stolik, a na nim świeczka od razu przyciągnęły naszych najbliższych przyjaciół z Meringiem na czele. Dzisiaj byłem w lesie z komando „Tkmung”35. W sosnowych gałęziach, które zrywaliśmy z drzew, by wplatać je w drut kolczasty, przeniosłem paczkę, to znaczy pół litra wódki, dwa kilogramy szynki i bochenek chleba. Konspiracyjnie kroimy szynkę i chich, żeby nikt nic widział, i częstujemy Meringa, który małymi kawałkami, zasłaniając ręką usta, powoli zaczyna jeść. Mcring ostatnio nie wygląda dobrze. Jego twarz wydłużyła się, zgarbione plecy postarzały go, zacząłem się bać o niego — wyglądał bardzo źle. Ksiądz, ja i Alfred siedzieliśmy na naszych złożonych jeszcze betach. Wszyscy biesiadnicy jedli bardzo powoli, rozkoszując się smakiem szynki i świeżym wiejskim Chlebem. W baraku było zimno i krople wody zaczęły padać na nas z sufitu z desek. Gerszonowicz siedzący pomiędzy Meringiem a Alfredem zapytał mnie, czy bytem w Częstochowie po wysiedleniu.
— Tak — odpowiedziałem — przyjechałem do Częstochowy w październiku wraz z moimi siostrami i matką, mieliśmy tam koleżankę mojej matki, która razem z nią wychowywała się w Baku, w Rosji, i które razem przyjechały do Polski przed wybuchem pierwszej wojny światowej. Elżbieta Stole była Polką wyznania protestanckiego, nienawidziła Rosjan i, jak pamiętam, tak samo Niemców, a wszystkich, których nie lubiła, nazywała „bolszewik”. Była to przystojna kobieta, brunetka o niebieskich oczach, o której ojciec mój mówił, że jest pełna temperamentu. Jako dziecko nie wiedziałem, co to oznacza, ten
” Tamung (niem.) — maskowanie. Nazwa komanda więźniów zajmującego się pracami porządkowymi na terenie obozu, w tym głównie takim maskowaniem obozu, aby nic byt widoczny z zewnątrz jego prawdziwy charakter.
temperament. Z czasem, z rozmów prowadzonych przez rodziców dowiedziałem się, że Ela miała już dwóch mężów, a ojciec zawsze ze śmiechem dodawał — ale Żydów, bo mąż jej. którego ja znalem, by! Żydem z urodzenia, z rodziny kiedyś bardzo bogatej, której pozostał tylko pałac z zadłużeniem większym niż byl wart. ale nazwa została i wszyscy w Częstochowie nazywali go pałacem Grosmana. Sam Grosman przyjął wiarę katolicką, ale nigdy jego noga nie przekroczyła bram kościoła, tak samo jak kiedyś bram synagogi.
Do Częstochowy przyjechaliśmy z getta opatowskiego, gdzie zamieszkiwaliśmy po ucieczce spod Warszawy na początku wojny. Grosmanowie nie mieszkali już w pałacu. Mimo przyjętego chrztu dla Niemców Grosman pozostał Żydem i ukrywał się tak samo jak inni Żydzi. Ela mieszkała w jakimś sublokatorskim pokoju w alei Kościuszki i od niej dowiedzieliśmy się o Grosmanie. Dala nam adres mieszkania, które za niewielką opłatą można było wynająć na jeden miesiąc. Mieszkanie to było w domu. który prawie przylegał do klasztoru jasnogórskiego, najbardziej świętego miejsca w Polsce katolickiej. Do mieszkania wchodziło się po kamiennych schodach, które wprowadzały w ciemny korytarz wypełniony zapachem stęchlizny z domieszką gotowanej kapusty. Okazało się, że to nic było mieszkanie do wynajęcia, lecz tylko pokoje, które wynajmowała stara, sfanatyzowana na tle religijnym kobieta. Pokoje te wynajmowała pątnikom, którzy przyjeżdżali do Częstochowy, by modlić się pod świętym obrazem Matki Boskiej. W czasie wojny pielgrzymi nie przyjeżdżali tak masowo jak przed wojną i dlatego za niedużą opłatą za miesiąc z góry otrzymaliśmy mały pokój z trzema łóżkami, obwieszony świętymi obrazami.
Centralnym miejscem w mieszkaniu była kuchnia, do której prowadziło troje drzwi. Po wyjściu gospodyni usiedliśmy wszyscy na łóżkach i dopiero poczuliśmy, w jakim napięciu byliśmy przez cały czas. Mama z zamkniętymi oczami nic nie mówiła, tylko na jej twarzy odzwierciedlało się cale nasze tragiczne położenie. Ita, moja starsza siostra, to od wczoraj Hala. bo takie imię figuruje w jej nowej, fałszywej metryce, pięcioletnia Tamara nazwana została Zosią, a ja z Samka stałem się Eugeniuszem. Nasze fałszywe metryki zawdzięczaliśmy znajomemu z Opatowa — Polakowi, inżynierowi drogowemu, panu Karbowniczkowi, który wystarał się o nie dla nas. Oprócz metryk dla Ity. Tamary i dla mnie przyniósł także metrykę dla naszego ojca o wyszukanym nazwisku i imieniu Karol Baltazar Pękosluwski. Mama nie potrzebowała fałszywej metryki, posiadała oryginalną metrykę rosyjską z domu. na panieńskie nazwisko Maniefy Popow, prawosławnej. Tfc metrykę na początku wojny ojciec podlepił płótnem, nie tylko w celu utrzymaniu jej w całości, ale aby zasłonić napisy i pieczęcie, które świadczyły, że Maniefa Popow przyjęła judaizm w mieście Bielsko w roku 1919.