Zachodu,z jej nauką, filozofią, ekonomią, z jej mniemanym postę. pem, jest tworem Antychrysta i łudzą się ci katolicy, którzy by ją chcieli pojednać z duchem wiary chrześcijańskiej. Na nic to: „tu trzeba walczyć z samą cywilizacją, i walczyć bez spoczynku. Bo ona jest w gruncie zla, bezbożna, może skonać, ale nigdy siebie nie da uzdrowić*'80.
Może skonać i skona, bonie ma już w sobie idei, ma tylko spekulacje i maszyny. „Rozumująca i filozoficzna Europa zachowała jeszcze kawałki płótna na drągach zawieszone, ale już nie ma sztandarów”. Sztandarów nie ma i Polska, bo należy do Zachodu i wraz z nim dożyła swych dni.
Niepodobna zaprzeczyć Rzewuskiemu konsekwencji w doprowadzeniu ideologii antyokcydentalnej do jej najodleglejszego krańca. Żelazna logika doktryny szła u niego w zawody z pełną nienawiści pasją. W tych samych dokładnie objawach, w których liberał upatrywał dowód młodości, prężnego dynamizmu zachodniej cywilizacji ziszczającej ludzkie sny o potędze, reakcjonista nieprzejednany ujrzał dowód zgrzybiałej starości. System aksjologiczny ulegał dokładnemu odwróceniu i wraz z tym zmieniała się ocena każdego faktu dziejowego. Ostateczny upadek Zachodu po roku 1848 był już tylko kwestią czasu: należało go przyspieszyć. Nową cywilizację chrześcijańską, opartą ną autorytecie i wierze, nowy cykl dziejów rozpocznie ten jedyny kraj, którego nie zdołały stoczyć trucizny rozkładu: młoda, nieuczona, niefilozoficzna Rosja. „Ona wystawia ten jedyny widok, że ani jednego nie ma sztandaru, który by nie był otoczony jej synami”81.
Ten wniosek, przez Rzewuskiego poświadczony życiem własnym, praktyką kolaboracji z caratem aż do poniżającej funkcji Paskiewi-czowskiego pensjonariusza i pieczeniarza, odpychał nie tylko warszawską inteligencję, ale i większość polskich tradycjonalistów. Po pierwsze, ze względu na poczucie narodowej godności. Po wtóre dlatego,że Rzewuski właśnie tradycjonalistą nie był. Prawda: z talentem ewoko-wał w swych powieściach i gawędach kulturę szlacheckiej prowincji XVIII wieku, ale sąd jego o niej zdaje się dwuznaczny82. Czerep rubaszny zalatuje trupim odorem^ Idea polska obumarła, upadek narodu był w oczach Rzewuskiego zasłużony — zwłaszcza przez
80 H. Rzewuski, Cywilizacja i rtligia, „Dziennik Warszawski" 1851, nr 21. 22.
81 H. Rzewuski, Wędrówki umysłowe, I. I, s. 49.
82 Zob. J. Tazbir, Świat pana Soplicy, „Kultura” 1978, nr 38.
osiemnastowieczną sekularyzację — więc rodzima wiejska tradycja może być jeszcze czas jakiś rezerwatem facecji, ale już nie wartością żywą, chroniącą od zgnilizny Zachodu. Polska nie ma w sobie pierwiastków odrodzenia, kończy się razem z zaprzeczną europejską cywilizacją. Vae victis!
Ten radykalizm doktryny, bezwzględnie potępiającej wszystko, co nowoczesne, był trudny do przyjęcia. W połowie wieku wypadało już być choć trochę, choć po wierzchu „postępowym”. Sam nawet Kościół, opoka patriarchalnej zachowawczości, zaczynał przecież szukać jakiegoś modus vivendi z nauką świecką, z kapitalizmem, z umiarkowanym reformatorstwem społecznym.
Niemniej jednak przekonanie, iż „mniemany postęp” jest w istocie schyłkiem cywilizacji, która sprzeniewierzyła się swym chrześcijańskim korzeniom, było dość pospolite w polskiej myśli zachowawczej i wzmogło się po krytycznym roku 1848. Zachodziła przy tym wyraźna różnica między ośrodkową tematyką zainteresowań konserwatystów zaboru pruskiego i austriackiego z jednej, a zaboru rosyjskiego, wziętego w całości, z drugiej strony. Poznańskie, Galicja i Kraków były już po reformie włościańskiej — dobrej czy złej, ale dokonanej. Poprzez przeżyte doświadczenie rewolucyjne, poprzez związek z metropolią wiedeńską albo berlińską tamtejsze ziemiaństwo i dziennikarstwo miały poczucie przynależności do Zachodu, wspólnego z nim potoku wydarzeń. Krytyka współczesnej cywilizacji europejskiej na łamach krakowskiego „Czasu” albo „Przeglądu Poznańskiego” była jej krytyką niejako od we wnątrz, czerpiącą argumenty z zachodniej literatury konserwatywnej. Inaczej w Królestwie, na Litwie, na Wołyniu — w dzielnicach odizolowanych od europejskiej rewolucji i kontrrewolucji carskim kordonem sanitarnym. Ideologia ziemiańska była tu w latach pięćdziesiątych zdominowana przez nabrzmiałą, wciąż nie rozwiązaną kwestię agrarną, a ta odmienność, opóźnienie, izolacja sprawiały, że problemy świata kapitalistycznego zdawały się wciąż zewnętrzne, jeszcze możliwe do uniknięcia. Na tym tle odżywała myśl słowiańska — nie jako spekulacja polityczna, nie o nią tu chodzi, lecz jako epigońska, postromantyczna wiara w cywilizacyjne rozdwojenie Europy. Wiara nieobca także rewolucyjnym demokratom na wychodźstwie.
Ale ta różnica między dzielnicami była tylko różnicą stanowiska obserwacyjnego i stylistyki, nie aksjologii. Zasadnicze linie moralnego 195
»•