Robbi-Grilltt f<>9
nic tąd*. jeśli o mnie chodzi, aby druga osoba użyta przez Buto™ w Przemianie była sztuczką formalną, wymyślną wariacją na temat powieściowej trzeciej osoby, którą należy zapisać na karb awangardowości: ta druga osoba wydaje mi się dosłowna: to sposób zwracania się twórcy do istoty stworzonej, obdarzonej imieniem, ukonstytuowanej, we wszystkich swych aktach powołanej do istnienia przez sędziego i rodzica. Ten sposób zwracania się ma znaczenie zasadnicze, gdyż ustanawia świadomość bohatera: osoba bohatera zmienia się i rezygnuje on z pierwotnego zamiaru usankcjonowania cudzołóstwa - pod wpływem spojrzenia, które je opisuje. Opis przedmiotów ma więc u Butora absolutnie odwrotne znaczenie niż u Robbe-Grilleta. Robbe-Grillet opisuje przedmioty, aby wygnać z nich człowieka. Butor natomiast czyni z nich artybuty objawiające świadomość ludzką, strzępy czasu i przestrzeni, których czepiają się cząsteczki, pozostałości osoby; przedmiot dany jest w swym bolesnym intymnym związku z człowiekiem, stanowi część człowieka, prowadzi z nim dialog, skłania do zadumy nad własnym trwaniem, przyczynia się do poczęcia samowiedzy, niesmaku, a więc odkupienia. Przedmioty Butora każą nam mówić: a więc to to! - mają na celu objawienie esencji, przedstawiają analogię z czymś innym. Wprost przeciwnie, przedmioty u Robbe-Grilleta są „dosłowne”, nie korzystają z żadnego porozumienia z czytelnikiem, nie są ani ekscentryczne, ani swojskie, chcą dla siebie jedynej w swoim rodzaju samotności, jako że ta samotność nie ma nigdy stanowić aluzji do samotności człowieka, co byłoby jeszcze jednym sposobem nawiązywania do tego, co ludzkie: przedmiot ma być samotny, nie stawiając swoją samotnością problemu ludzkiej samotności. U Butora natomiast przedmiot stawia sprawę samotności człowieka (wystarczy przypomnieć przedział kolejowy w Przemianie), ale po to tylko, by go jej tym łacniej pozbawić, bo samotność powołuje do istnienia świadomość i - co więcej - świadomość poddaną spojrzeniu, a więc świadomość moralną. Tak więc bohater Przemiany osiąga wyższą formę postaci, jaką jest osoba: odnajdują się w nim odwieczne walory naszej kultury, począwszy od porządku tragicznego, który występuje wszędzie tam, gdzie cierpienie staje się widowiskiem i dzięki „przemianie” dokonuje odkupienia.
Trudno więc wyobrazić sobie dwa rodzaje sztuki równie odrębne jak sztuka Robbe-Grilleta i sztuka Butora. Jedna pragnie uwolnić powieść od uwikłania w tradycyjne odruchy, wyrazić poprzez powieść świat bez wartości: jest to uprawianie absolutnej wolności (należy rozumieć, że uprawianie czegoś nie musi być równoznaczne z osiągnięciem celu), stąd jego zdeklarowany formalizm. Druga natomiast aż przelewa się - jeśli można tak powiedzieć — pozytywnością: jest jakby widocznym stokiem niewidocznej prawdy, to znaczy, że literatura raz jeszcze określa samą siebie jako iluzję bycia czymś więcej niż literaturą, ponieważ dzieło ma ilustrować porządek pożaliteracki.
Oczywiście pomieszanie tych dwu rodzajów sztuki, jakiego dopuściła się wielka krytyka, nie jest tak całkiem niewinne. Pojawienie się Butora na pustynnym niebie młodej literatury pozwoliło jawnie zarzucić Rob-be-Grilletowi jego „oschłość”, „formalizm” „brak humanizmu”, jak gdyby chodziło tu- o istotne niedostatki, gdy tymczasem ta negatywność, techniczna, a nie etyczna (stale bowiem, a nigdy bezinteresownie, miesza się wartość i fakt) jest właśnie celem upartych poszukiwań Robbe-Grilleta, po to właśnie podejmuje on trud pisania. I - równolegle - rzekome ojcostwo Robbe-Grilleta wobec Butora pozwala uczynić z tego ostatniego „udanego” Robbe-Grilleta, a to łączyłoby wdzięcznie zuchwałość poszukiwań formalnych ze starymi, klasycznymi zasobami mądrości, wrażliwości i ludzkiego uduchowienia. To stary chwyt naszej krytyki, polegający na tym, by dowodzić swych szerokich horyzontów, nowo-
14 Mit i znak