z UIsteru sidht tdcazują się ludziom tak we Śnie, jak też i na jawie. Zjawiają się. znikają, nieuchwytne i tajemnicze.
Niektórzy bogowie osiedlili .się w fantastycznej krainie za ostatni; wyspą Thule (Ultima Thule) na krańcach zachodniego oceanu. To Mag Meli. Równina Rozkoszy albo Kraina Młodości. Mieszkańcy nigdy się tam nie starzeją, łąki pokrywa zawsze wielobarwny kobic* rzec kwiatów, rzeki spływają wonnym miodem, a w powietrzu dźwię. czy upojna muzyka. Bez przerwy trwają turnieje i zabawy w towarzy. stwie przepięknych dziewcząt. Nie brak jednak i bardziej uducho* wionych wyobrażeń. Mitologia celtycka nie znu nieba i raj umieszcza na zachodnim oceanie. Stąd pokusa dla najodważniejszych — do* trzeć tam jeszcze za życia.
Jedną z takich wysp opiewa poemat Żegluga Mael-Duina. Bohater jest dzieckiem pozamałżeńskim, a więc spłodzić go mógł jakiś bóg lub król — mąż wszystkich poddanck. Młodzieniec będąc jeszcze na królewskim dworze podsłuchał, że jego ojcem był król z nieznanej wyspy Leix. zamordowany przez łotrów. Sierota nie czekał, zebrał siedemnastu śmiałków, aby wyruszyć na morze. Była to szczęśliwa liczba wyznaczona przez druida. Niestety, Maeł-Duin złamał ten nakaz zabrawszy jeszcze dodatkowo trzech mlecznych braci.
Już w dobę po opuszczeniu portu zapłacił za nieposłuszeństwo. Zbliżając się do pierwszej napotkanej wysepki usłyszano odgłosy hałaśliwej uczty i chełpliwą opowieść o morderstwie na celtyckim królu. Niestety, w tejże samej chwili rozszalała nawałnica uniosła okręt na pełne morze. A następnego dnia wyspa jakby zapadła się pod wodę. Żeglarzom sądzone było ujrzeć ją dopiero po latach w drodze powrotnej...
Uczestnicy celtyckiej odysei zwiedzili wyspy, na których nie stanęła dotąd ludzka stopa. Widzieli tam niesamowite dziwy: wielkie jak źrebaki mrówki, gigantyczne ptaszyska, koniopodobne zwierzęta o kopytach najeżonych gwoździami. Wewnątrz pewnej zagrody miotał się potwór, który nagle runął na wznak i zaczął obracać się w kółko tak szybko, że widzom kręciło się w głowie. Skóra pozostawała nieruchoma. tylko mięso i kości wirowały pod nią. Po chwili zatrzymały się one w pędzie, a skóra wprawiła się w ruch obrotowy. Trzeba było szybko uciekać, bo zwierzę ciskało w przybyszów kamieniami.
Na następnej wyspie rankiem wygrzebały się spod ziemi purpurowe świnie, pozbierały złociste jabłka spadłe ze wspaniałej jabłoni, zjadły je żarłocznie, a na noc powróciły do swych nor. W uczcie brało udział i morskie ptactwo. Zgłodniali żeglarze chcieli tu wylądo-
wać, ale z całej powierzchni wysepki buchał żar. na skutek czego świnie były na wpół upieczone. Zwinni żeglarze zdołali jednak zdobyć smakowity lup.
Na innej wyspie natrafili na skarbiec strzeżony przez ogromnego kota. Jeden z mlecznych braci zdoła! pochwycić złotą bransoletę, lecz za tę zdobycz zapłaci! najwyższą cenę. Drapieżny strażnik skoczył na złodzieja i spalił go na popiół. Następna wyspa wyglądała inaczej, snuli się po niej smutni mieszkańcy przysłaniając swe czarne dala żałobnymi szatami. Niespodziewanie drugi z braci mlecznych przyłączył się do tych melancholików.
Odmienna atmosfera panowała w dalszej krainie. Na przystani powitała żeglarzy piękna królowa w orszaku dziewcząt. Kąpiel i biesiada były już gotowe. Władczyni ofiarowała swą rękę wodzowi wyprawy, a swe nadobne dwórki załodze. Pobyt miał trwać bez końca, ale, o dziwo, jeden z żeglarzy nie uległ pokusie wiecznej młodości i nakłonił całą załogę do powrotu.
Kiedy na jednej z wysp pełnej śmiechu i żartów pozostał ostatni z trójki mlecznych braci, liczba marynarzy zmalała wreszcie do szczęśliwej siedemnastki. Jeszcze tylko widzieli wyspę z wirującym bez ustanku ognistym murcm i wspaniale odzianymi mieszkańcami raczącymi się napojem ze złotych pucharów i oto nareszcie ziścił się cel wyprawy: dotarto do wyspy mordercy króla. Ale świątobliwy pustelnik przypomniał przybyszom wszystkie ich cudowne ocalenia, które zawdzięczali opiece boskiej i surowym głosem zażądał, aby w zamian odpuścili winowajcy. Chrześcijańska moralność zwyciężyła nad celtycką. przebaczenie nad zemstą: posłuszny Mael-Duin dopłynął spokojnie do Irlandii, gdzie zachwyconym słuchaczom opowiedział swe niezwykłe przejścia.
Podobne przygody przeżył Bran. syn Febala, późniejszy św. Bren-dan. Bohater ten posiadał cudowny „kocioł życia", który wskrzeszał zmarłych. Zakochana w Branie czarodziejka namówiła go do wyprawy na tajemniczą zachodnią Ziemię Kobiet, wyspę na czterech kolumnach. Wszystko błyszczało tam srebrem i złotem, mieniło się przecudnymi barwami, dźwięczało melodyjnie, a śmierć, rozpacz, starość i choroby nie miały prawa wstępu.
Wodza i jego dwudziestu siedmiu towarzyszy z trzech łodzi czekała gościna, podobnie jak niegdyś Mael-Duina: zastawione stoły, wygodne łoża i powabna towarzyszka dla każdego z nich. Czas mijał szybko iBranowi wydało się. że upłynął właśnie rok. po którym trzeba wracać. Zamorskie żony nie zatrzymywały siłą towarzyszy , gdyż wiedzia-