30 TRANSAKCYJA WOJNY CHOCIMSKIEJ
620 Wejer się z DynofTami szańcami opieka.
Lecz nim się wrzawa pocznie, do Kozaków zbieży Chodkiewicz i ukaże, na czym co należy;
Nie da w pole wychodzić, aż gdy się przesielać Owa pocznie armata, aż przestanie strzelać,
625 Aż się da okazyja, przybliżą poganie,
Toż wy z czoła, ja z boku siędziem — prawi — na nie”. Turcy Wtem Osman niecierpliwy każe palić działa;
strzelają Zaćmił słońce gęsty dym, ziemia z gruntu grzmiała. Rozlegają się góry i przyległe lasy 630 Niewytrzymanym trzaskiem, strasznymi hałasy.
Tak twierdzą — jam tam nie byl — że z onego grzmotu Kilka ptaków na ziemię spadło zbywszy lotu;
Dzielił się Dniestr na dwoje, że mógł każdy snadnie Obaczyć mokry piasek i kamyki na dnie.
635 Jęczą skarpy głębokie, zapadłe doliny,
A okopciałe skały równają kominy.
Grom słuch odjął, a oddech siarczyste otręby,
Wzrok dym, że sobie ludzie palce kładli w gęby. Twierdził to i Chodkiewicz, że jak począł z młodu 640 Wojnę służyć, takiego huku, dymu, smrodu Nie uznał, jakim nas dziś głuszy, ślepi, dusi,
Kiedy się żwawy Osman o Kozaków kusi.
Tylko też było szkody z onej srogiej burze,
Bowiem ci, w swoich szańcach siedząc jako w murze, 645 Tak szkaradą kul gęstwą, która się tam zwali.
Jednego tylko z swoich junaków stradali.
w. 620 Wejer — Jan Weiher. wojewoda chełmiński, dowódca piechoty niemieckiej; z Dynoffami - Ernesj Magnus Dcnhoff (1581 — 1642), wojewoda parnawski; Gerard DenhofT (1589—1648). wojewoda pomorski, pod Chocimiem dowodził piechotą niemiecką; opieka — opiekuje się. w. 622 na czym co należy — co należy robić, w. 636 równają kominy — podobne są do dymiących kominów, w. 637 siarczyste otręby — wyziewy ze spalonego prochu, w. 638 że sobie (...) w gęby — bo nic nie widzieli, nawet własnych rąk.
655
660
665
670
675
Potrzeba
A skoro kilka godzin bez wszelkiego skutku Grzmi Osman, każe się swym ^zmykać pomalutku;
Jeśli się tam jeszcze kto morduje z tym światem, Dorżnąć go, a te działa wszytkie z aparatem Wprowadzić do taboru, wygnać niedobitki,
A tak podciąć gaurom twardoustym łytki.
Już umilknęły działa, już nie ryczą smocy,
Kiedy tyran zajadły wszytkie wywrze mocy,
Żeby obóz kozacki ze czterech stron prawie Obegnawszy, w tak strasznej wziąć go mógł kurzawie. Dopieroż Turcy wałem ruszą z góry ku nam.
Tusząc, że się Kozacy tak gęstym piorunam Oprzeć nie mogąc, albo zginęli do nogi,
Albo swoich taborów opuścili progi;
Choć, jako się wspomniało, nie bez Bożej łaski,
Jeden tylko Wasili zabit w one trzaski.
Nie rozsypką, jak pierwej, kolano z kolanem inaczej się chcą pisać dzisia przez Osmanem.
Który z najwyższych szczytów onej góry długiej Będzie sam swych rycerzów karbował zasługi.
Zielona go chorągiew, choć z daleka, znaczy,
Skąd każdego w tym polu swym okiem obaczy.
Długo leżą Kozacy, jako więc zwykł łowiec Na lisa i wilk, kiedy widzi stado owiec.
Nie pierwej ten wypada, tamten zmyka z smyczy,
Aż się zbliżą, aż będą pewni swej zdobyczy;
Tak Kozacy swego się trzymając fortelu,
Nie pierwej się objawią, dokąd im na celu Nie stanie nieprzyjaciel; toż mu ogień w oczy I z dział, i z ręcznej strzelby sypą, a z uboczy Zawadzi w nich Chodkiewicz i o gołe brzuchy Skruszywszy drzewa, sroższej doda zawieruchy,
Gdy dobywszy pałaszów, jako lew z przemoru
w. 679 z przemoru — wygłodzony.