— Nie wiem.
— Wybierz jedną stronę, wszystko jedno którą.
— A więc w prawo —- powiedziała i skręcili w'tym
kierunku.
Po półgodzinie noc znikła za górami. Na dalekim krańcu Równiny, po prawej stronie, rozbłysł poranek, łamiąc niebo wszystkimi kolorami jesiennych liści. Mur-riock wyciągnął spod tablicy rozdzielczej wyciskany termos z gorącą kawą — takich używano kiedyś w kosmosie.
— Sam. wydaje mi się. że coś znalazłam.
— Co? Gdzie?
— Przed nami. na lewo od tego wielkiego głazu, pochyłość z jakimś otworem na końcu.
— OK. mała. jedź tam. Rakiety w pogotowiu.
Przejechali obok głazu, objechali go z drugiej strony i
zaczęli zjeżdżać w dół.
— Jama albo tunel — powiedział. — Jedź powoli...
— Ciepło! Ciepło! Znów złapałam ślad.
— Widzę nawet ślady kól i to wielu! — powiedział Murdock. — To musi być to miejsce!
Jechali w stronę otworu.
— Wjedź, ale powoli — rozkazał. — Wal. kiedy cokolwiek się porusz}'.
Minęli skalne wrota i jechali teraz po piachu. Jenny wyłączyła światła i przeszła na podczerwień. Noktowizor wzniósł się nad przednią szybę i Murdock obejrzał jamę. Miała około dwudziestu stóp wysokości i była tak szeroka, że mogłyby nią przejechać obok siebie trzy samochody. Jej dno zmieniło się z piaszczystego w skalne, ale było gładkie i dość równe. Po -jakimś czasie zaczęło się wznosić.
— Widać przed nami światło — szepnął.
— Widzę.
— To może być kawałek nieba.
Pełzli w tę stronę, silnik Jenny nie głośniejszy od westchnienia we wnętrzu wielkich skalnych komnat.
Zatrzymali się na progu światła. Noktowizor .schował
3łę.
Mieli przed sobą piaszczysto-ilasty wąwóz. Wielkie, pochyłe nawisy skał przesłaniały niebo zupełnie, rozstępu ją c się jedynie nad odległym końcem jaru. W bladym
świetle, rozjaśniającym tamten koniec, nie było widać nic niezwykłego.
Ale bliżej...
Murdock zamrugał oczami.
Bliżej, w przyćmionym świetle poranka i w cieniach skał widać było największe' rumowisko złomu, jakie Murdock kiedykolwiek widział w swoim życiu. •
Części samochodów, każdej marki i modelu, tworzyły przed nim małą górę. Akumulatory, opony, przewody, amortyzatory; zderzaki, reflektory i obsady reflektorów; drzwi i szyby; cylindry i tłoki, karburatory, regulatory napięcia i pompy olejowe.
Murdock wlepił wzrok w górę.
— Jenny — wyszeptał — znaleźliśmy cmentarzysko obrabowanych samochodów!
Bardzo stary samochód, którego Murdock w pierwszej chwili nie odróżnił od sterty złomu, ruszył nagle w ich kierunku i równie szybko się zatrzymał. Dźwięk tarcz trących przestarzałe bębny hamulca zaskrzypiały w uszach Mucdocka. Opony starego samochodu były zupełnie wytarte, a lewa przednia osiadła z braku powietrza. Prawy przedni reflektor był rozbity, przednia szyba pęknięta. Stał tak przed hałdą złomu, a jego rozbudzony silnik wydawał okropny, klekoczący dźwięk.
— Co się dzieje? — spytał Murdock. — Co to jest?
— Mówi* do mnie — odpowiedziała Jenny. — Jest bardzo stary. Jego szybkościomierz już tyle razy zatoczył pełny krąg. że nie pamięta, ile mil przejechał. Nienawidzi ludzi. Mówi, że przy każdej okazji nadużywali go i lżyli. Jest strażnikiem cmentarzyska. Jest za stary, by brać udział w napadach i dlatego od wielu już lat pilnuje tej sterty części zamiennych. Nie jest z rodzaju tych, które mogą same siebie reperować jak młodsze — i