nie pożąda! I nietęgo nie miał. Obył się bez żon£
zwierząt, działki, samochodu i zagranicznych wojaży.
Nic pielęgnował wspomnień i nie myślał o przyszłości.
Czy jednak teraz pozostało mu wyłącznic zdzieranie
kartek z kalendarza?
Zaszło słońce. Tadeusz H. podniósł się z ławki i poczłapał do domu. Wjechał windą na szesnaste piętro. Automatycznym ruchem otworzył zamki. W progu pokoju zatrzymał się na chwilę, żeby zapalić światło i zobaczył... ŚCIANĘ. Dotąd duże balkonowe okno odsłaniało mu widok niemal na całą Warszawę. Był to widok piękny i krzepiący. W każdej chwili mógł popatrzeć na rosnące w szybkim tempie domy, na rodzącą się Trasę Toruńską, na błyszczącą iglicę PKiN, na wysoki gmach „Intraco". Lubił spoglądać przez to swoje okno na miasto i cieszyły go jeeo parki, dachy, domy. Teraz widział tylko ŚCIANĘ. Dzięki ofiarnej pracy budowlanych wyrosła tak błyskawicznie, że ani się spotrzegl, jak zasłoniła optymistyczny punkt widzenia. Szarość ściany z pustymi oczolodami była przygnębiająca.
Tadeusz H. podszedł do okna — ŚCIANA należała do dwudziestopiętrowego wieżowca. Zaciągnął zasłony, żeby nie psuć sobie humoru i poszedł do kuchni. Przytknął zapałkę do palnika kuchenki gazowej i odkręcił kurek. Kurek został mu w ręku. Przez otwór wyskoczył płomień. Tadeusz H. cofnął się w popłochu i zakręcił dopływ gazu. Płomień zniknął. Tadeusz H. zły i głodny zatelefonował do administracji. Przyjęto zgłoszenie „awarii** i obiecano wizytę fachowca za... siedem dni. Tadeusz Ii. wrzasnął w słuchawkę, co myśli o tym terminie i widać wystraszył niefrasobliwą urzędniczkę, bo majster zastukał do jego drzwi po piętnastu minutach. Naprawił usterkę, a Tadeusz H. spytał, czy przy okazji nie mógłby oczyścić palników. Szpenio stwierdził, że to niemożliwe, bo nie ma czasu. Tadeusz H. dodał, że czyszczenie mogłoby się odbyć nie na oficjalne zlecenie lecz prywatnie. Wówczas łachman przypomniał sobie, że ma trochę czasu i zaśpiewał za usługę 2 tysiące złotych. Z kolei Tadeusz H., którego miesięczna emerytura byłego urzędnika wynosiła 3.‘>00 zł. „pr-ypomnrar- sobie, że jest
umówiony z kolegą i przeprosił fachowca za zawracanie
głowy. Ten wyszedł, wymrukując pod nosem wł -sną ocenę zachowansa lokatora...
Mijał czas. Betonowa ŚCIANA zmieniała swoje oblicze. Stopniowo stawała się fragmentem domu mieszkalnego, do którego wreszcie zaczęli sprowadzać się lokatorzy. Tadeusz H. zaniedbał swoje przechadzki po mieście, parkowe drzemki i wyzbył się apatii. ŚCIANA, którą znienawidził od pierwszego wejrzenia, dawała mu teraz impuls do nowych „obowiązków*4. Stała się jego obsesją. Siedział na balkonie i patrzał. Stał i patrzał. Chodził i patrzał.
Nieoczekiwanie na X piętrze betonowej ŚCIANY zapaliło się światło. W oknie zamigotały dwie szczupłe sylwetki. Pochyliły się do siebie i splotły w uścisku. Tadeusz H. pomyślał, źc nowi lokatorzy zaczynają nowe życie w nowym mieszkaniu. I pewnie się cieszą z dachu nad głową. Ile czasu czekali na tę chwilę? Pięć lat? Dziesięć lat? I jak długo będą się cieszyć z własnego kąta? Dwa lata? Cztery lata? Kiedy zaczną się pierwsze kłótnie, kiedy skończy się miłość? Takie pytanie zadawał sobie Tadeusz H. i jednocześnie dziwił się, że go to w ogóle interesuje. Ale jak zafascynowany patrzył na tulącą się do siebie parę. W pewnym momencie kobieta i mężczyzna zniknęli.
Tadeusz H. zaczął się zastanawiać, co oni tam robią? I nagle stanęła mu przed oczami scena z własnego życiorysu. Jakieś czterdzieści lat temu spędział urlop na wsi. Była pora żniw. Skwar lał się z nieba. Kolorowe spódnice i płócienne bluzki ledwie zasłaniały wdzięki pracujących w polu kobiet. Widok pulchnych pośladków i obfitych piersi do tego stopnia dniem i nocą prześladował Tadeusza H., aż ten dorosły acz nieśmiały mężczyzna dopadł na pachnącym sianie ociekającą potem młodą 'niwiarkę. Bez żadnych sprzeciwów z jej strony zaspokoił swoją żądzę, ale potem czuł taki niesmak, że skrócił urlop i pospiesznie wrócił do Warszawy. Od tamtej pory unikał słońca, siana i kobiet.