diabła za rogi. Tak pracować w tym wieku. Od rana do
wieczora. Bez chwili wytchnienia...
— Gdzie nasz Apollo?
— Ne. Sławek.
— Sąsiadka wychodzi za mąż. Zaprosiła Sławka na drużbę. Poszedł z nią pogadać.
— A Sławek nie zamierza się żenić?
— W zeszłym roku miał dziewczymę. Przywiózł ją do nas. Spali razem. Do mnie mówiła: babciu. Nic nie umiała robić. Opalała się, wyciągała Sławka na spacery. To nie była żona dła rolnika.
Tak, to nie była żona dla rolnika. Ale czy Sławek jest rolnikiem? To dobre dziecko-’ cynicznie wykorzystuje starych ludzi. A oni się cieszą, żc choć trochę jest z nimi.
Że nie bije. Że nie kradnie. Że czasem wydoi krowę. Że skosi siano. Że wystarcza mu chleb z kiełbasą. Że będzie miał ich kto pochować...
Sławek wrócił pijany. Starał się zachowywać cicho. Położył się do łóżka w ubraniu.
W sobotę zaświeciło słońce. Wyszłam na podwórze. W obejściu nie było nikogo. Pies już na mnie nie szczekał, kot ocierał się o moją nogę. kury z ostrym gdakaniem szukały jedzenia. Wybrałam się na długi spacer do lasu. Już daleko od domu na małej polance zamajaczyły dwie sylwetki. Podeszłam bliżej. Chłopak z dziewczyną. Nie widzieli mnie. Oboje byli nadzy i zajęci sobą. Dziewczyna z ufnością godziła się na wszystko, czego domagał się chłopak. A on nie był nowicjuszem w miłości... Skręciłam w boczną przecinkę. Sławek? Czy to czasem nie był Sławek? Nie miałam pewności. I przecież go potem nie spytam.
W sionce zawołał mnie dziadek:
— Chodź pani na chwilę do nas. Mam prośbę. .
Babka stała przy kredensie i z jakimś zawstydzeniem
powiedziała:
— Stary, daj spokój. Nie wvpada.
— Co się stało? — spytałam)
pońowiłarn pytanie, gdy zostaliśmy
- ? • N
— Co stę stało?
sami z dziadkiem.
— Przyszedł list do Sławka. Otworzyłem go nad parą *
był od jakiejś dziewczyny poznanej w pociągu. Zaczynał sit; od stów: Dzień dobry Sławku! Na marginesach autorka narysowała mnóstwo czerwonych serduszek i błękitnych kwiatków. Ale w liście*nie było nic o miłości. Dziewczyna pisała, co robiła, gdy się rozstali i o tym jak się martwiła, widząc jego zmęczenie. Było w nim też o niewygodnych butach i nowej bluzce. 1 była nadzieja na nowe spotkanie.
— Dlaczego chcieliście przeczytać ten list?
— Jesteśmy ciekawi, czy Sławek ma kogoś na poważnie. Czy zamierza'się żenić. Co planuje. Przecież on nam nic nie mówi.
— A nie chcielibyście młodej gospodyni?
— Gospodyni to by się przydała, tylko kto tu będzie chciał żyć?
Właśnie! Kto będzie chciał żyć z dala od miasta w rozlatującej się, brudnej chałupie bez minimalnych wygód? Kto będzie chciał tyrać od rana do wieczora w zagrodzie i w polu? Kto będzie chciał wypędzać krowy na pastwisko, zajmować się inwentarzem, karmić kury, uprawiać warzywniak? Kto będzie chciał nosić wodę ze studni, gotować w cifcmnej zagraconej sieni, robić zakupy w sklepie oddalonym od domu siedem kilometrów? Kto? Jaka dziewczyna? Starzy są realistami. Wiedzą, że żadnej młodej gospodyni w ich chacie nie będzie. A jeśli zjawi się ktoś na poważnie, to zabierze im Sławka. Ich ostatnią nadzieję. Więc wolą mu dogadzać po swojemu. Nie gonić „ do roboty. Ustępować. Dawać pieniądze, gdy tylko pó-prosi. Patrzeć przez palce na jego późne powroty i skłonność do kieliszka. Wierzyć w" to jego: „Babciu, jeszcze ten jeden raz”.
— 59 —