Do Warszawy wracali razem, jego samochodem.. I
znów mówili o sprawach obojętnych, nie deklarując żadnych uczuć, żadnych pragnień, żadnych wyznań. Tyik»
od czasu do czasu on kładł rękę na jej odsłonięte kołano,
a ją przechodził dreszcz, wypełniający nieznanym ciepłem całe ciało...
Odwiózł ją pod dom, pożegnał pocałunkiem w rękę, podziękował za towarzystwo, nie proponując żadnego spotkania Dopiero następnego dnia w pracowni Julia odebrała telefon.
— Masz czas? — usłyszała w słuchawce głos doktora Bohdana P.
Nie miała czasu, miała dużo pracy. Nie było jej przecież trzy dni, Ale zostawiła wszystko, ubrała się i wybiegła z Instytutu. Spotkali się przy jego samochodzie. Nie rozmawiali. Nawet nie wiedziała, co on chce zrobić i gdzie ją zamierza zawieźć. Okazało się, że celem wyprawy była działka poza miastem.
Powmli otworzył drzwi niewielkiego domką i kiedy weszli do środka natychmiast porwał ją w ramiona. Julii wydawało się, że już nie żyje i znalazła się w kosmosie, gdzie nie ma żadnych ziemskich problemów. Są tylko we dwoje. Jak Adam i Ewa w raju.
To, co działo się z nimi, gdy już nadzy leżeli obok siebie na zbitym z desek posłaniu, było aktem zespolenia i spełnieniem marzeń wszystkich kochanków świata. I było piękne. Dla Julii ten miłosny splot dwóch spragnionych ciał nie wyrażał niczego wulgarnego, wyuzdanego, nieprzyzwoitego. Ten mężczyzna był dla niej niczym sam Bóg miłości, który zstąpił z nieba, żeby osobiście przekonać ją, że jest prawdziwą kobietą, która tylko z mężczyzną może czuć się szczęśliwa i zaspokojona...
Na urodzinowym torcie Julii zapłonęło 40 świeczek. Zdmuchnęła je, wypowiadając w myślach tylko jedno życzenie: „być kobietą!1'. A kiedy już wszyscy goście rozeszli się do swoich domów, mąż objął ją z prawdziwym przywiązaniem i miłością, i powriedział:„Nawet nie wiesz, Julio, jaka jesteś czarująca!”...
Shannon McArthur
Lubię lato, ale tylko do pierwszych tygodni sierpnia. Po pierwsze mój szef, szeryf wyjeżdża wtedy do swej owdowiałej siostry na zachodni brzeg. Po drugie przyjeżdżają studenci na przerwę* semestralną i są z nimi tylko kłopoty. Organizują pikniki na wybrzeżu, skąd piski dziewcząt dochodzą do miasta. A kiedy zaczynają jeździć swymi przerdzewiałymi samochodami lub motocyklami, skóra cierpnie ze strachu.
Trzecim powodem jest Floyd Edmonds, czterdziestoletni mężczyzna, który od dawna spędza swoje dwa tygodnie urlopu u nas, w Surf Ciity. Mówię u nas, ponieważ większość czasu spędza Floyd na posterunku policji.
Floyd jest amatorem-kryminologiem. Uwielbia powieści i filmy kryminalne i ma nadzieję, że pewnego dnia uzyska nazwisko jako detektyw.
Przed wejściem do każdego posterunku policji wiszą plakaty z fotografiami. Na nich napisane jest: POSZUKIWANY albo NAGRODA. Są to listy gończe za ludźmi, którzy ukradli, zabili lub zgwałcili. Floyd nieustannie studiuje te listy.
— Zobaczy .pan, Mikę, że któregoś dnia któryś z tych drani przebiegnie mi drogę — powiedział Floyd, kiedy pojawił się tego lata — i .pewnego dnia zainkasuję nagrodę.
Dwa dni później Floyd podjechał z trzaskiem swym Chevroletem pod posterunek. Niezwykle podniecony wpadł na mnie z fotografią wyciętą z jakiegoś ilustrowanego pisa ma.
— A więc stało się. Rozpoznałem Mońka Lewisa.
— 1? —