8
tysiąca pięciuset miljonów ludzi, zamieszkujących kulę ziemską, poczucie ogólnej świętości pojęcia „człowiek!" Ludzie ci stanowią jedność, jedną wielką rodzinę, która gotową jest wspólnie odpowiadać za swe występki i wybaczać je, wspólnie kosztować radości, iść ręka w rękę jedną drogą, wiodącą w pełen zagadek świat.
W gwarze głosów, dochodzących do mnie, rozróżniam dźwięk ostrzejszy, nie ujęty w wyrazy. To głosik maleńkiego dziecka, jednostajny, wesoły szczebiot bezbronnego pisklęcia, który tak za serce chwyta....
Każdy z nas rozwinął się niegdyś z takiego pączka ludzkiego, z takiego dziecięcia na człowieka wyrósł. I oto wzrok mój na nowo zmierza ku zielonej łące. Wszystkie te złote brodawniki i błękitne dzwonki również z pączka się rozwinęły. Każda z tych roślin z niewidzialnego kiełka wybujała i wyrosła w świetle słonecznem. Myślę też, że owo słoneczne światło jest dla jednego i drugiego równie niezbędne: dla różowego pączka ludzkiego w kołysce i dla brunatnego pączka kwiatów polnych. Gdyby dziś zagasło Owo słońce, które w odległości 20 miljonów mil krąży samotnie wśród mroźnej przestrzeni, ludzkość zaginęłaby tak samo, jak i nieprzejrzany tłum drobnych kwiatów polnych.
Z głębi ducha ludzkości, z tej samej krainy, z której doszły do nas słowa Ewangelji, dochodzi uszu moich i inna nauka. Po raz pierwszy zabrzmiała ona w księgach starych Indów i orzekła, że związek braterski nie kończy się na łączności człowieka z człowiekiem, że obejmuje on to wszystko, co wzrosło na ziemi, wszystko to, co w prawidłowem, niewzruszonem władaniu świętych praw przyrody pod promieniami słońca kiełkuje, rozwija się i wyrasta. Owa prosta nauka głosi: żadnego zwierzęcia nie masz dręczyć niepotrzebnie, żadnego kwiatka złamać, gdyż i one są ogniwami w łańcuchu życia, i one również w niezmierzonym obszarze przyrody są twymi braćmi. Kwiatek lub robaczek błyszczący spoczywa na jej łonie tak bezbronny, jak małe,