szczebiocące dziecię; ale z dziecięcia człowiek wyrasta, a kto wie, co wyrośnie z tego kwiatka, z tego robaczka, i kto wie, co przed miljonem lat wyrosło i rozwinęło się z podobnych im istot!
Tego rodzaju uczucia, znane dziś chyba nam wszystkim w lepszych chwilach naszego życia, po winny by nas — sądzę — doprowadzić do takich zagadnień, jak zagadnienie „ Pochodzenia Człowieka. “
Tam, dokąd uczucie ludzkie zmierza, tam też bez lęku i wstydu może skierować i boską żądzę jego poznania. Kto ma tak dużo miłości, że obejmuje nią i świat zwierzęcy, ten z zupełnie czystem sumieniem może sobie zadać pytanie, czy pokrewieństwo, łączące go z całym światem ludzkim, nie rozciąga się dalej — czy nie łączy go ze zwie-Tzętami wspólność pochodzenia, czy on nie rozwinął się ze zwierzęcia. Śmiało może on spojrzeć w oczy prawdzie, gdyż fakt ten nie ma gorszego moralnego znaczenia, niż ten, który każda matka codziennie stwierdza i uświęca głębokim instynktem swej miłości, mianowicie, że każdy, choćby i największy człowiek powstaje z nierozwiniętego pączka ludzkiego, z niedołężnego dzieciątka, które ani chodzić, ani mówić nie umie, lecz najprzód kiełkuje wedle porządku natury tak samo, jak błękitny dzwonek kiełkuje i rozwija się pod gorącemi pocałunkami słońca. Jeśli tak powstaje jednostka, czemuż i cała ludzkość nie miałaby przechodzić podobnych kolei?
Działo się temu okrągły miljon lat.
Komuby wtedy było dano w roli wesołego myśliwego z łukiem w ręku przebiegać krainy dzisiaj ucywilizowanej Europy, byłby miał osobliwy widok. Wedle naszych pojęć byłby bezwarunkowo musiał myśleć, że znajduje się w Afryce podzwrotnikowej. W południowej Europie byłby mógł całemi tygodniami przebiegać nieprzejrzane, trawą pokryte równiny, na których tylko tu i owdzie