pożerać swoich dzieci, a w zamian za to pozwalają im ssać swoją pierś, długo jeszcze po osiągnięciu pełnoletności. Mówi się wtedy: «Ona żyje na wskroś swoimi dziećmi i ze swoimi dziećmi. One są dla niej wszystkim. Jest ona prawdziwym typem matki ». A dotknięci tym problemem mężowie nazywają swoje żony dla uproszczenia również matkami”.
Tragiczne w skutkach związki między zależnością dziecka i jego gotowością do dopasowania się do egoistycznych i pełnych lęków pragnień dorosłych ograniczają indywidualne możliwości rozwoju dziecka. Tam, gdzie dzieci w wyniku zawężania ich przestrzeni życiowej „zaczynają się dusić, ponieważ brak im powietrza pod ciężarem nadmiernej troski”, nie mogą się one rozwijać odpowiednio do swojej indywidualnej, dwubiegunowej struktury osobowości.
Dorośli grają rolę bezinteresownego opiekuna bez skazy: jesteśmy wzruszeni na myśl o naszych ofiarach i poświęceniach, a można nawet powiedzieć, że chwilowo czujemy się przy tym całkiem dobrze.
Jeśli rodzice - to samo dotyczy jednak również pracowników w zawodach socjalnych - nie przemogą się, by stawić czoła procesowi obserwacji, wyjaśnienia własnych zależności i lęków lecz rzutują swoje tęsknoty, wyobrażenia, uczucia bez refleksji na dziecko, wtedy wykorzystują dorastającego człowieka do zaspokojenia swoich potrzeb. Dziecku bardzo trudno jest uciec od tego.
Dlatego też dla wielu dzieci, które dorastają bez rodzeństwa, niezwykle istotna jest grupa rówieśników. Z jednej strony, aby mogli się oni wyzwolić od ewentualnych objawów zaborczości ze strony rodziców, z drugiej - by móc zbierać doświadczenia w społecznych kontaktach z innymi ludźmi.
Uzupełniające rodzinę instytucje pełnią w związku z tym ważne funkcje wspierające dążenie dziecka do autonomii.
Miłość, która już wie, czego dziecko potrzebuje, jakie ono jest i jakie będzie oraz jak się czuje ogranicza jego życie. N ic zawsze my dorośli jesteśmy świadomi motywacji naszych uczuć. Często nie dostrzegamy tego, że obciążamy dzieci tym rodzajem naszej miłości.
Także wymuszone pieszczoty są roszczeniem sobie przez dorosłych praw wyłączności w stosunku do dzieci. Jakim prawem biorą oni dzieci na kolana, kiedy te wcale nie mają na to ochoty? C zułość, która jest uciążliwa dla dzieci, która wyrywa je z zabawy i z poznawania świata, dorośli mylą z miłością. Prawdopodobnie jednak to my sami potrzebu-jemy ciepła i bliskości tego małego ciałka, aby szukać u niego pocie-i/enia, ochrony i poczucia bezpieczeństwa. „Kochaj mnie, jestem smutna. Pocałuj mnie, to ci coś dam. To jest egoizm, a nie prawdziwa miłość do dziecka” - tak radykalnie formułuje to Janusz Korczak, który przez całe życie starał się w opiece nad sierotami w domu dziecka o to, by poważnie traktować prawo dziecka do szacunku. W żądaniu respektu nie ma miejsca dla miłości, która tłamsi samodzielność dziecka.
• Czy moje dziecko ma urzeczywistniać moje niezrealizowane marzenia?
• Czy chcę, aby moje dziecko spełniało moje oczekiwania?
• Czy też potrafię zaakceptować je z jego słabościami i wspierać rozwijanie jego zdolności, aby mogło żyć ono swoim, niezależnym ode mnie życiem?
Orientując się oczekiwaniami innych osób, człowiek staje się szybko chorągiewką na wietrze różnych oczekiwań i poglądów. Nie uczy się on rozpoznawać tego, co ważne jest dla niego samego, a nawet przestaje odczuwać, czego chce, a czego nie.
W tekście, którego autorem jest J.P. Hebel, pokazano, do czego prowadzi brak odpowiedzialności za siebie.
*** „Pewien mężczyzna jedzie na swoim ośle do domu, a obok niego biegnie syn. Spotykają na swojej drodze wędrowca, który mówi: «To jest niesprawiedliwe, że ty panie jedziesz na ośle i każesz iść swojemu synowi pieszo. Przecież wasze nogi są o wiele silniejsze». Wtedy ojciec zsiadł z osła i pozwolił synowi jechać na grzbiecie zwierzęcia. Znowu mija ich wędrowiec, który mówi: «To niesprawiedliwe, chłopcze, że jedziesz na ośle i każesz iść pieszo swojemu ojcu. Przecież ty masz młodsze nogi». Wtedy obaj wsiedli na grzbiet osła i pojechali dalej. Zbliża się do nich trzeci wędrowiec i mówi: «Cóż to za niesprawiedliwość, dwaj silni mężczyźni na słabym zwierzęciu. Czyż nie trzeba by wziąć kija i przepędzić was z jego grzbietu?)) Wtedy obaj zsiedli i poszli dalej pieszo, ojciec po prawej, a syn po lewej stronie osła. Nadchodzi czwarty wędrowiec i mówi: «Ależ jesteście dziwnymi ludźmi. Czy nie będzie łatwiej, gdy jeden z was będzie niesiony na grzbiecie?))
47 —