przez lornetkę ruchy moich rąk przemienionych na tę okoliczność w semafory. Wkrótce potem przypłynęła szalupa, żeby mnie zabrać.
— Na kambuz Meduzy, chłopcze okrętowy-zawołał kapitan w swoim barwnym żargonie, ledwie postawiłem stopę na pokładzie - już zaczynałem myśleć, że wybrałeś się z Neptunem na połów sardynek. Chodźmy do mojej kabiny, będziemy tam mogli swobodnie porozmawiać.
Siedząc przy szklance rumu, opowiedziałem mu dokładnie swoje perypetie. Słuchał mnie z powagą, bez słowa i bez zdumienia. Kiedy mówiłem o Małym Księciu, najlżejszy błysk niewiary nie zalśnił w jego bystrym spojrzeniu człowieka, który wiele widział.
U końca mojej opowieści dopełnił nasze szklanki po brzegi złocistym płomieniem, za którym przepadał, pociągnął z fajki tak tęgo, że po chwili buchnął dym jak z pieca, i po dobrze zważonym milczeniu oświadczył:
- Niemało włóczyłem się po tej diabelskiej planecie w trzech czwartych pokrytej wodą, i byłem świadkiem najbardziej nieprawdopodobnych wydarzeń przekraczających pańskie wyobrażenie. Nie wiem, kim było to dziecko, ten Mały Książę, którego pan napotkał, i skąd przybywał, ale skoro pan twierdzi, że go widział i z nim rozmawiał, nie pytam o nic więcej. Wierzę panu. A teraz niech mi pan powie, czy chce pan nadal jechać do Kjokpjii?
Spuściłem głowę, zawstydzony, że straciłem ochotę do przygody przy pierwszej przeciwności.
— Jeśli pan pozwoli, kapitanie, wolałbym wrócić do domu.
Uśmiechnął się, klepnął mnie po ramieniu i bez słowa protestu dał rozkaz załodze, by zmieniła kurs.
W dwa dni później odnalazłem moje pantofle, krzesło i mapy.
Mały Książę tyle mówił o Panu, Drogi Panie de Saint-Exupery, i o swojej pierwszej podróży na Ziemię, że jak najszybciej nabyłem wszystkie Pana dzieła, które, że raz jeszcze powtórzę, mało dotąd były mi znane. Opis Pana spotkania z naszym wspólnym przyjacielem i towarzyszące mu akwarele ogromnie mnie ucieszyły i będę je miał w sercu, jak długo żyć będę, przez pamięć na tego malca, którego znajomość - rzadki przywilej - dzielę z Panem.
Mój list wszakże nie tylko ma na celu powiadomienie Pana o kimś, o kogo się Pan niepokoi. Bo piszę też do Pana na jego wyraźną prośbę.
Rzecz w tym, że Mały Książę nie mógł zabrać ze sobą baranka ze względu na ciągłą groźbę, jaką był dla niego tygrys. Zaproponowałem mu więc, że wezmę baranka do siebie. Ale mój ogródek jest niewielki; baranek znudziłby się szybko, zważywszy, że do brykania miał całą planetę, choć taka była mała.
79