16 /. Edukacja wobec pracy i bezrobocia. Zaproszenie do społecznej debaty
w prasie rankingi szkół, rodzice aktywnie wybierają dla swoich dzieci instytucje najbardziej „odpowiednie” pod względem przynależności klasowej, która staje się znowu istotnym czynnikiem podziału społecznego, a rynkowo zorientowana edukacja aktywnie odbudowuje podziały klasowe'. Czyni to, posługując się hasłami wzrostu efektywności kształcenia - przecież żyjemy w społeczeństwie opartym na wiedzy, nowe technologie wymagają wysokich kwalifikacji, rynek pracy jest coraz bardziej wymagający, edukacja jest motorem ekonomicznego wzrostu...
Zgodnie z danymi spisu powszechnego GUS z 2002 roku, w Polsce pracuje 43,7% osób dorosłych. Wskaźnik aktywności zawodowej (tzn. liczba osób pracujących lub poszukujących pracy łącznic w stosunku do liczby ludności dorosłej) wynosił 55,5%6. Jest to jeden z najniższych wskaźników w UE. Warto dodać, żc Polacy pracują dłużej (w sensie liczby godzin tygodniowo) niż inne narody Europy7. Wprawdzie bezrobocie „ma zmaleć” wraz z utrzymującym się od pewnego czasu wzrostem gospodarczym, ale - po pierwsze - nigdy nie zniknie, po drugie - armia ludzi niepracujących to nie tylko bezrobotni, to także osoby, które nigdy nie pracowały zarobkowo i osoby niezdolne do pracy zawodowej. W świetle wizji „społeczeństwa 20/80” zakładającej, że wkrótce dla utrzymania systemu gospodarowania w skali globu wystarczy zatrudnienie 20% ludzi zdolnych do pracy, obecny stan zatrudnienia w Polsce trzeba będzie prawdopodobnie uznać za luksus niemożliwy do utrzymania. Chyba żc radykalnie zmienimy społeczne myślenie o pracy. Takiej dyskusji w Polsce jednak w ogóle się nic prowadzi.
Jeden z głównych paradoksów zdominowanej przez racjonalność ekonomiczną edukacji polega na tym, że na naszych oczach dokonuje się rozpad społeczeństwa, do którego edukacja się przyczynia, zamiast mu zapobiegać. W pewnej mierze jest to zapewne efekt „postkomunistycznej alergii”. W epoce PRL-u edukacja była zdominowana przez cele polityczne. Obecne jej podporządkowanie racjonalności ekonomicznej może być wciąż, jeszcze postrzegane jako dobroczynne „uwolnienie od polityki”. Tymczasem za pozornie neutralną ekonomią kryje się neoliberalna (w oczywisty sposób konstruowana politycznie) wizja „nieładu” społecznego, niezbyt dobrze rozpoznawana i niemal zupełnie nickontestowana w praktyce oświatowej. Jeśli ta tendencja nie ulegnie odwróceniu, jeśli nie zaczniemy patrzeć na edukację jako na działalność polityczną ze swej n a t u r y, związaną z zadaniem ko n s t r u o w a-nia świata wspólnego i konstruowania przy s złość i, jeśli zasad tej konstrukcji nic poddamy publicznej dyskusji - stracimy szansę wpływania na kierunek przemian.
Kwestią kluczową jest zatem wizja przyszłości, której chcemy. Bez wizji pożądanej przyszłości nic można sensownie mówić o publicznej edukacji, przynajmniej nic w tym sensie, do jakiego w Europie przywykliśmy od XVIII stulecia*. Takiej wizji politycznej chyba nie ma - popatrzmy więc przynajmniej przez chwilę na literacką ekstrapolację, na projekcję dzisiejszego świata w niedaleką przyszłość, zakładającą, że to, co się dzieje obecnie, rozwija się swobodnie w wyłaniającym się i widocznym już. kierunku. Inaczej mówiąc, wyobraźmy sobie nasz świat w sytuacji braku edukacyjnej i politycznej interwencji w jego rozwój. Na tej podstawie możemy zadać sobie pytanie o to, cz> aktualna tendencja rozwoju społecznego jest tym. czego chcemy dla naszych dzieci.
W 2004 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego ukazała się redagowana przez Jacka Dukąja antologia zatytułowana PI. +50. Historie przyszłości’. W książce nawiązującej tytułem do nieistniejącego (zniszczonego przez autora) Mickiewiczowskiego pierwowzoru Historii przyszłości i zarazem do