Rozdział IX
o wszystkie!) meteorytów, któro znajdują sio vv rozmaitych muzeach na świecie, bardzo niewiele widziano
w momencie spadania. Za wystarczający powód przy
jęcia próbek uważa się sytuację, gdy icli pochodzenia i składu chemicznego nic można wyjaśnić inaczej, jak przez meteorytową metrykę. Tak jakby we mgle niepewności, która otacza wszystkie rzeczy, można było cokolwiek wyjaśnić tylko w jeden sposób.
Uczeni i teologowie rozumują, że jeśli coś może być wyjaśnione tylko w jeden sposób, to w ten właśnie sposób należy to coś wyjaśniać - czyli że i logika byłaby rzeczywista, gdyby tylko warunki, które nakłada, dało się gdzieś odnaleźć w quasi-eg-zystencji. W moim przekonaniu logika, nauka, sztuka i religia są w naszej rzeczywistości zapowiedziami nadchodzącego przebudzenia, jak świtająca w umyśle śniącego odległa i niejasna świadomość zewnętrznego otoczenia.
Każdy stary kawałek metalu, który pasuje jakoś do standardu „prawdziwej materii meteorytowej" jest na ogól przyjmowany przez muzea. Czytając na przykład katalog Flotchora, dowiadujemy się, że niektóre z najlepiej znanych meteorytów „znaleziono w czasie osuszania pola”, „w czasie robót polowych", „wydobyto na powierzchnię ziemi podczas orki” - zwroty takie powtarzają się dziesiątki razy. Ktoś łowiąc ryby w jeziorzo Oke-echobes, wyciągną! taki obiekt w sieci. Nigdy nie widziano spadającego meteorytu w tamtej okolicy, lecz Muzeum Narodowo Stanów Zjednoczonych obiekt przyjęło, gdyż w oczach kustoszy był on meteorytem, tak jak ryba jost rybą.
Jest jakiś niozwykly patos i kosmiczny smutek w tym powszechnym poszukiwaniu Standardów, a także wiara, że jakieś już przecież zostały odkryto, bądź za pomocą natchnienia, bądź za pomocą analizy - i przywiera się do tych biednych idei, przy-sysa się do nich z determinacją i straceńczą wiernością, nawol jeśli już dawno wykazano ich błędność i nieskuteczność. Wy-%
gląda na to, żo „prawdziwa matoria meteorytowa" jest opoka pewności dla niektórych uczonych. Przywarli do niej ciałem, objęli ja ramionami. Ci zaś, co przywierają do czegokolwiek nie mogą przecież otwierać ramion w goście powitania.
W jednym z numerów „Scionco” (31-29(1), E. D. Hovoy z American Musoum of Nutural Ilistory stwierdza, czy też wyzna* jo, że często przysyła mu się okazy kopalnego wapnia lub żużlu wraz z zapewnieniami, że przedmioty te widziano w trakcio spadania na trawniki, drogi i podjazdy przed gankami. Sn one jednak wykluczono, gdyż nie reprezentują „prawdziwej materii meteorytowej”. Były wcześniej tam, gdzio je znaleziono, leżały przez lata. przez dziesiątki lat, aż wreszcie pewnego dnia piorun lub leż nawet prawdziwy meteoryt, którego szczątków wszakże nie dawało się odnaleźć, uderzał w ich pobliżo, zaś naiwni obserwatorzy brali je za autentycznych przybyszów z nieba. Mamy tu pewna klasyczna ilustrację sposobu, w jaki nasze postrzeganie świata jest ograniczone i podporządkowane różnym teoriom.
1 lovey pisze, że listę tych przedmiotów możno by wydłużać nieskończenie - kuszącą sugestia bardzo ciekawych materiałów. I dodaje: „Jednakże nie warto”. No i balonik nam natychmiast sflaczał.
Chciałbym wiedzieć, jakież to dziwne, przeklęte i ekskomuniko-wane rzeczy trafiaj.) do muzeów, wysyłane tam przez, ludzi przekonanych, że widzieli co widzieli wystarczająco mocno, by ryzykować ośmieszenie, robić pakunek, pisać list i fatygować się na pocztę. Uważam, że nad bramę każdego muzeum, do którego takie rzeczy się wysyła, powinien widnieć napis: „Porzućcie wszelka nadzieję”.
Podobna historię opowiada pan Daubreo w „Comptes Rendus” (91-197). Sędzę więc, że prawie wszyscy kustosze mogę opowiadać to samo. Pamiętajmy zaś, żo zjawiskowość naszych wrażeń nabiorą ciała w miarę ich zwielokrotniania. Pan Daubree wyznaje, żo często rozmaite i bardzo dziwno rzeczy trafiają do francuskich muzeów z zapewnieniami, że widziano ich spadanie z nieba. Szczc-gólnio interesuje nas to, że wymienia on węgiel i żużel. Oczywiście ludzie miewają rozmaito przywidzenia i pomysły, ciekawe jednak dlaczego upierają się przy nękaniu czcigodnych naukowych instytucji węglom, żużlem lub wapieniem.
Nauka jednak nie pozwala sobie dmuchać w kaszę - i wyklucza. Stosy wyklętych grzebie się bez dat i nazwisk na cmentarzyskach Nauki. Uważam jednak, żo stopniowo umieranie eks-kluzjonizmu jest pozytywnym fenomenem XX wieku, że bogowie nachodzącej opoki będą popierać i podtrzymywać nasze poglądy, choć może nie w szczegółach i nie dosłownie, mimo ich niedo-
97