rażkami, któro tak w nauce, jak i wszędzie, stanowią część życia. To fakt. Fort nie wierzy w matematykę, czyli w liczby, wyśmiewa się z różnych naukowych interpretacji opisywanych przez siebie zjawisk, stara się przekłuć „astronomiczny balonik” i z przekąsem pisze o Bogu Chemicznej Analizy, który mówi to, czego wierni oczekują, ale czy jest on rzeczywiście arcywrogiem nauki i maniakiem, wyruszającym na prywatna wyprawę krzyżowa przeciwko najlepszemu produktowi ludzkiej cywilizacji, jak próbowała go sklasyfikować związana z nauką prasa?
Otóż nie, otóż przeciwnie, gdyż to, co u Forta jest ostatecznie | najważniejsze, to nie zbiór zadziwiających danych i nie jego ekscentryczno teorie, lecz duch nieskrępowanego myślenia i stawiania pytań. Fort jest przede wszystkim wrogiem systemów, pisząc • wielokrotnie o dwóch systemach myśli ludzkiej: teologicznym i naukowym. Sama klasyfikacja pochodzi od pozytywistów, o ile jednak w pozytywistycznej percepcji zastępowanie teologii nauka było faktom wyłącznie dodatnim, dla Forta nowy system zastępował po prostu story system, nowa ortodoksja - nieco bardziej zbliżona do rzeczywistości - zastępowała starą ortodoksję.
W takim ujęciu zmiana nie była znów taka istotna, a swobodno myślenie i otwarty stosunek do badania rzeczywistości był w dalszym ciągu zagrożony, tym razem przez nowy, hipotyzują-ćy paradygmat. Fortowska koncepcja hipnotyzującej dominanty, czyli paradygmatu, jest pionierska i wskazuje na społeczny charakter myślenia, na fakt, że nie myślimy i postrzegamy indywidualnie. ale w warunkach szczególnej, wspólnie wytwarzanej at- , mosfery, która decyduje, że w danoj epoce pewnych rzeczy - j oczywistych w opoco następnej - nie można ani pomyśleć, ani j zobaczyć, a ograniczeniom tego rodzaju ulegają nie tylko umysły | przeciętne, lecz nawet wybitne. Stąd i własnej twórczości nie , uważał Fort za wizjonerstwo, ale za wyraz „wiszącej w powie- ' trzu” nowej ortodoksji. „Wisząco w powietrzu” idee, któro miał na myśli, to zapewne konwencjonalistyczna teoria prawdy, prag- i matyzm, a także subtelny duch rolaty wizmu, który w początkach XX wieku zaczynał przenikać naukę i sztukę, znajdując wyraz w /.relatywizowaniu przez Einsteina nawet lak „absolutystycz-nych" elementów rzeczywistości jak czas i przestrzeń.
Tak więc Nauka pisana dużą literą nie jest wcale dla Forta bramą do królestwa Prawdy, lecz inną wersją teologii, systemem organizującym fakty w pewien obraz, który możemy przejściowo akceptować, lecz który wcześniej czy później będzie równio nieaktualny jak obrazy poprzednie.
Oczywiście Fort nie musi mieć racji. Systemy su nieuniknione i żaden człowiek nie poirafi myśleć bez jakiegoś systemu, który pomaga mu łączyć okruchy wiedzy w jakaś całość, a co ważniejsze, pomaga przekształcać chaotyczny bezmiar Wszechbytu w pewien rodzaj ładu - nieistotne jak bardzo pozorny. Pomyślmy przez chwile o święcie ludzi średniowiecza. Ich ziemskie królestwa targały nieustannie lokalne wojny, miasta smagało morowo powietrze, czytać i pisać umiała zaledwie garstka wykształconych, ale ton nękany przeciwnościami padół był jednak szczeblem - choć najniższym - wspaniałego hierarchicznego ładu, z kryształowymi sforami planet, zaś wyżej z chórami aniołów i archaniołów. Prawdziwość lub pozorność naszych ładów nie ma żadnego znaczenia, liczy się to, w jakim stopniu pomagaj,-) nom przetrwać.
Wszelako dobrodziejstwa systemów maja swoją ceno. Systemy rządzą naszymi umysłami i prześladują niewygodne pytania. „Inteligencja jest wyznaniem ignorancji" - pisze Fort. W systemach nie ma miejsca na ignorancje. W systemach wszystko jest wiadome i jasne, lśrgo - w systemach nie ma miejsca na inteligencje.
Jestem pewien, że u wielu zagorzałych pozytywistów książki Forta wywołają irytacje. Amerykański pisarz Tiffany Thayor, przyjaciel Forta i założyciel Towarzystwa Fortystów, ostrzega, że z czytania Księgi rzeczy wyklętych powinni zrezygnować ci wszyscy, którzy wiedzą, jak myśleć, wiedzą, jak chcą myśleć i nie mają zamiaru niczego w swym myśleniu zmioniać. Druga zaś grupa niekopipatybilnych z Fortem czytelników to ci, którzy nie potrafią sie śmiać i myśleć jednocześnie.
Ktoś czytając o Gonezistrynie, o Morzu Supersargassowm lub o gniewie Azurii możo zauważyć, że miejsce Forta jest wśród twórców bajek. Myślę, że w tym tkwi jakaś racja, gdyż -niezależnie od intencji pisarza - Układ Słoneczny w jego ujęciu wygląda baśniowo. Zresztą, zgodnie z duchem jego monizmu, nauka musi w jakimś miejscu zlewać sie z baśnią, rzeczywistość z fantazją, a zatem również sposób, w jaki ktoś zostaje sklasyfikowany, nie ma większego znaczenia. Ktoś może jednak sie upierać, że pomysły i hipotezy Forta zostały surowo przetestowano przez współczesne badania przestrzeni planetarnej i wszystkie okazały sie czystymi wymysłami. To prawda. Nie odkryto Genozistryny ani Morza Suporsargassowego, co sie zaś tyczy swobodnie krążących ciał i sterowanyh suporkonstrukeji, to są ono równio nieuchwytne dziś, jak w czasach Forta. Co go-
13