z nich coś czarnego, dopiero zaś w szość godzin później, gdy obiekt zbliża się jeszcze bardziej do powierzchni planety, obserwujemy tutaj coś w rodzaju wstrząsów. Co sig zaś tyczy nadzwyczajnego widoku jakiegoś świata czy też superkonstrukcji, oglądanej na niebie w 1810 r., to nie mogłem niestety znaleźć na ten temat zbyt wielu informacji. Ludzi pochłaniają ich codzienne zajęcia, nonsensy polityki zagranicznej i wewngtrznej, wahania cen na rynku, lokalne skandale: zachowujemy sig jak mrówki, które nie przerywają swoich zajgć nawet na moment, choć obok mrowiska przysłana! jakiś olbrzymi dwunożny stwór, zaopatrzony w słoik i notatnik. Myślę toż, że będzie to pogląd zdrowy i rozumny jeżeli zauważę, iż zjawisko to miało wielokrotnie większe znaczenie niż - powiedzmy - przejście planety Wenus w najbliższej pozycji do Ziemi, któremu to zdarzeniu poświęcono setki różnych sprawozdań i artykułów. Nazwijmy to atrakcyjnością bezpiecznego tematu. W nauce tak samo jak w życiu większość ludzi woli ubite i bezpieczne trakty, a tylko niewielu awanturników rzuca się w ciemny gąszcz i bezdroża, gdzie można co prawda coś odkryć, łatwiej jednak stracić zdrowie lub zginać.
Ogólnie rzecz biorąc, mamy tu ciekawa zbieżność i podobieństwo między przypadkami wielkich mas, które same nie spadaja na Ziemię, dysponując być może jakimś nieznanym nam rodzajem energii, neutralizującym lub nawet wykorzystującym grawitację, lecz z których wszakże coś się osypuje i łuszczy, a przypadkami pól lodowych, które również nie spadaja, lecz z któryęli czasem może kapać woda.
Powinienem tu chyba dostosować się do faktów i wprowadzić pewno modyfikacjo do wyrażonych wcześniej założeń, to mianowicie, że w pewnej odległości od Ziemi joj grawitacja jest silniejsza niż przypuszczaliśmy, choć ciągle dużo mniejsza od zakładanej przez konwencjonalno teorie. W rezultacie wydaje mi się, że za istnieniem neutralnego obszaru przemawiają silno argumenty i żo Ziemia, podobnie jak inne magnesy, musi posiadać swoja strefę zawieszenia, w któroj unosi się nasze hipotetyczne Morze Su-porsargassowe i w której mogłyby się utrzymywać przez dowolny czas te inne światy, co krążą sobie swobodnie w międzyplanetarnej przestrzeni, lecz czasem przybijają do Ziemi jak do wielkiej, obfitującej w rzadkie minerały i oszałamiającą rozmaitość biologicznych form wyspy. Niektóre wszakże części tych stacjonujących na Morzu - czy też raczej w Morzu - Supersargassowym obiektów mogłyby ze względu na ich wydłużony kształt lub ogromno rozmiary znajdować sig już w strofie słabego oddziaływania grawitacyjnego Ziomi.
Powróćmy jednak do faktów. Oto jedno z ciekawszych zdarzeń, które powinienem zresztą umieścić w jednym z wcześniejszych rozdziałów i które nie wiąże się akurat z przedstawianymi tutaj trzęsieniami ziemi, niemniej - zgodnie z naszym swobodnym niechlujstwem - podajomy jo właśnie teraz. Jest to przykład zaćmienia Słońca przez jakieś duże, ciemne ciało - opisany przez pewnego astronoma, pana Liasa, który obserwował to zjawisko 11 kwietnia 1860 r. w Pomambuco.
Było południe, niobo lazurowo czyste, gdy nagle światło słoneczne zaczęło gasnąć i gęstniejący mrok okrył miasto. Zrobiło się tak ciemno, że na niebie pojawiły się gwiazdy z królującą wśród nich, świecqcq jasno planeta Wenus, zaś wokół zakrytej zupełnie tarczy Słońca widoczna była piękna korona.
Istnieje wiolo dalszych przykładów wskazujących na bliskość jakiegoś dużego ciała w pobliżu Ziemi w czasie joj sejsmicznej aktywności.
Rozważmy trzęsienie ziomi we Włoszech, w dniach 12 i 13 lutego 1870 r. Na niobie widziano wówczas jakieś świecące ciało i z góry padał ni to pył, ni piasek („La Science Pour Tous", 15-159). Podobno zjawisko powtórzyło się we Włoszech 20 stycznia 1891 r. Znów widziano na niobie świetlisty obiekt, a także zanotowano opad kamieni („L’Astronomie”, 1891-154). Trzęsienie ziemi z towarzyszeniem wiolkioj ilości świetlistych kul w powietrzu obserwowano .7 czerwca 1779 r. w Bolonii (pisze o tym Se-stier w książce La Foudre - Piorun, 1-169). Inna część świata -Manila na Eulipinach, rok 1863 - trzęsienie ziemi i dziwne „świetlisto zjawisko na niebie” (Ponton, Eartl\quakcs - Trzęsienia ziemi, str. 124).
Najgodniejsze uwagi połączenie opadu ryb z trzęsieniem ziemi miało miejsce w Riobnmba. Znakomity niemiecki podróżnik i naturalista, Aleksander von Humboldt, który podróżował w tym czasie po Ameryce Południowej, zostawił nam rysunek jodnoj z tych ryb. Tysiące takicli stworzoń zalegało grunt. Według Humboldta zostały ono wyrzucone z podziemnych wód. Co do mnie to nic mam wprawdzie żadnych danych przeczących takiemu przypuszczeniu, jednakże hipoteza, że ryby to spadły z deszczem wydaje mi się prostsza. Pozostaje tylko do rozstrzygnięcia kwestia, czy było to jakieś jezioro na zbliżającej się do Ziemi, wędrującej planecie, czy też ryby to pochodziły z wód Morza Su-persargassowogo, a straciły je na ziomię straszliwo zaburzenia
177