my to zbliżały sio najpierw do siebie, zaś po spotkaniu moimm talnie znikły. Elementem łączącym to obserwacjo z konwencje nalnym porządkiem jest fakt, żo podobno cienie widuje sio w po bliżu krawodzi Księżyca dość często i maja one według niektórych astronomów sygnalizować ostre brzegi księżycowych kraterów, co wydaje się bardzo prawdopodobnym przypuszczę niom. Problem w tym, że 3 lipca 1882 r. cienie te były bardzo du żo i zasłaniały prawie jedni) czwarta tarczy Księżyca.
I coś jeszcze, co mogło również wyglądać z Księżyca, jak wielki czarny ptak zawieszony nad Ziemia. 8 kwietnia 1913 r. z miejscowości Fort Wortli w Teksasie widziano w chmurach cień jakiegoś nieznanego obiektu - zakładano, że był to cień płynącej wyżej chmury - który przesuwał się wraz z zachodzącym słońcom („Monthly Woather Roview”, 41-599).
Zagadkowa relację dwóch obserwatorów publikuje „Report of tlio Britisli Association" z 1854 r. Pisza oni o bladym lecz wyraźnie widocznym, trójkątnym obiekcie, pojawiającym się na niobie przez sześć kolejnych nocy. Mimo żo obiekt ten obserwowali o z dwóch niezbyt od siebie odległych punktów jego para-laksa była znaczna, co mogło świadczyć tylko o jednym: ciało to znajdowało się dość blisko Ziemi.
Na zakończenie rozdziału poświęconego różnym światłom i cieniom mamy jeszcze notatki dotyczące pewnego zdarzenia, któro sugoruje istnienie jakiejś niewidocznej w powietrzu onor-gii, ujawniającej się jednak jako światło w zetknięciu z gruntem. Myślę tu mianowicie o czymś, co wisiało przez tydzień nad Londynom, niewidoczne w powietrzu zarówno w cingu dnia, jak i w nocy, lecz którego świetlista emanację oglądano na trawie w pewnym niewielkim parku. Działo się to przez tydzień na Wo-burn Square, w niewielkiej odległości od gmachów Uniwersytetu Londyńskiego, zjawisko zaś przyciągało takie tłumy, że policja musiała ściiignnć „specjalne służby, by utrzymać porządek i zmusić tłum do opuszczenia miojsca. Redaktor pisma „Lancet”, publikującego tę historię w numerze z 1 czerwca 1867 r., udał się na Woburn Squaro osobiście i na własno oczy ujrzał świetlista plamę na ogrodzonym w tym miejscu trawniku. Świetlista plama bez widocznego źródła światła. Fama obiogajaca cały Londyn. Gromadzący się tłum. Ale nasz dzielny badacz, godny potomok pokoloń racjonalistów, doszedł do wniosku, że światło to pochodziło od ulicznej latarni. Nie znaczy to zresztą bynajmniej, że sam lampę owa w okolicy wytropił, aż do takich ekscesów empiryzmu tam nie doszło - zaleca wszakże roztropnie policji, by /badała najbliższe lampy uliczne. Myślę, że trzeba niezwykłej wnikliwości umysłu, by wykoncypować, iż w Londynie, mieście budź co bądź cywilizowanym, rzecz tak banalna jak światło ulicznej lampy mogło przyciągać i ekscytować tłumy ludzi przez siedem kolejnych nocy - i co z ti| lampa było wcześniej? Albo potom? Wydaje mi się również, żo jakikolwiek, wyznaczony do nocnej służby policjant byłby zbadał wszystkie okoliczne lampy boz przemądrzałej sugestii redaktora „Lancetu".
Coś po prostu wisiało przez tydzień nad jednym z londyńskich parków.
/