MMRMffi
■ m
HnnMnmgnBpngnfflRiB
miesięcy Mintu może kazać mordować rodziców (i dzieci!), którzy mają czworo potomstwa, potem troje.
Równolegle z rzezią rodzin wielodzietnych prowadzili „Wyznawcy MINTU'' likwidację jednostek upośledzonych, zw łaszcza umysłowo. I znów Bóg-prorok wydał deklarację, która odbiła się szerokim echem na całym świecie.
...To skandal, że produkujemy tylu debilów i zdechlaków — grzmiał Mintu. — Medycyna oddaje ludzkości niedźwiedzią przysługę, ratując życie jednostkom nieuleczalnie chorym, beznadziejnie kalekim oraz upośledzonym na umyśle. Jest wśród nas zbyt wielu którzy nic powinni żyć. Ich wielka liczba prowadzi przecież prostą drogą do degeneracji całej ludzkości! Uwierzcie głosowi mojemu, posłuchajcie boga Mintu! Nic idźcie dobrowolnie do zagłady!
Jeśli debil dorwie się do kobiety, to spłodzą kolejnego debila. Cdy kretynka nadstawi się jakiemuś pijanemu samcowi, to przecież urodzi też kretyna. Przy-glupy nie kontrolują się, płodzą i rozmnażają się bez umiaru. Musimy oczyścić z nich rodzaj ludzki. Wierzcie głosowi boskiemu, mojemu głosowi. Trzeba bić na alarm i trwogę, trzeba zjeść i przetrawić w naszych trzewiach tych już zdenegrowanych po to, abyśmy wszyscy uniknęli degeneracji.
Ofiary zaczęto liczyć w tysiącach, a niebawem w dziesiątkach i setkach tysięcy. Zapewne wiele „normalnych" zbrodni szło na konto sekty Mintu. Cóż, wystarczyło poderżnąć gardło osobistemu wrogowi i wymalować na czole „M", aby skierować dociekliwość policji w zupełnie innym kierunku.
— Bardzo ciekawe jest to, e mimo szalonych represji liczba „Wyznawców Mintu" nie malała. Co-rzej, dość szybko rosła. Ci zaś, których udało się zdemaskować, nie ujawniali swoich współwyznawców, ani też kapłanów — prowodyrów’. Obiecywano im d ro-Aanic życia — nie skutkowało. To był czystej wody fanatyzm religijny.
— 5<5
Policja w wielu krajach zaczęta pozwalać na noszenie broni członkom rodzin wielodzietnych, kalekom, przeróżnym producentom i przemysłowcom. To z kolei powodowało setki ofiar, bo ci uzbrojeni strzelali ze strachu do Bogu ducha winnych ludzi. Tłumaczyli się, iż byli przekonani o tym, że zastrzelony przez a ch dybał na ich życic. Trup siał się gęsto, zwłoki coFaz częściej byty zjadane prawic w całości.
Psycholodzy, socjolodzy, psychiatrzy i lekarze innych specjalności głowili się kim są członkowie sekty >1)010. Długo utrzymywała się hipoteza, że są to zatwardziali sadyści. Ba, ale skąd ich aż tylu? Z czasem upowszechnił się pogląd, że są to po prostu kanibale, którzy do swoich upodobań „kulinarnych” dorobili sobie ideologię. Pewien profesor medycyny postawił tezę, że częste spożywanie ludzkiego mięsa wpędza zjadającego w uzależnienie, jak bardzo silny narkotyk. Teoria ta miała oznaki prawdopodobieństwa i długo ją wałkowano na łamach prasy.
Żadnej gazecie, żadnemu dziennikarzowi nie udało się przeprowadzić rozmowy z prorokiem-bogicm Mintu, rni z żadnym liczącym się kapłanem tej sekty. Opinia publiczna mogła poznać tylko orędzia Mintu lub jego przestrogi. A on, nieuchwytny, grzmiał:
Słuchajcie ludzie mojego boskiego głosu! Nakazuję wam opamiętanie się! Nie niszczmy sami rodzaju ludzkiego, nic niszczmy innych istot żywych. To co teraz robicie jest NIE-naturalnc, NIE — dobre! Zatrzymajcie się na tej fałszywej drodze! Serce moje jest pełne bólu. Ale nic nie powstrzyma mnie od ostrzejszej jeszcze kary!
— Wiesz Boby, nigdy nie udało się schwytać tego Mintu! — rzek! Molenda. — Wielu zaczęło uważać, iż ten bóg-prorok w ogóle nie^ istniał- Kto więc był sprężyną tej sekty?... Jedno jest pewne, że działała ona
dziesiątki lat i zdobyła zw olenników prawie we wszystkich krajach. Uszczupliła ogólną populację o miliony osób.