wielki} kraciastą chustką obetrzeć Izy ofierze gwałtu. O, nie! Wiele można mi było zarzucić, ale nie brak lojalności wobec kolegów. Kto tu kogo zmuszał? Ile zabiegów musiałam użyć, by wytłumaczyć tym miłym, ale bardzo dziecinnym jeszcze chłopakom, w czym rzecz. No i, że to nie boli... W krótkich żołnierskich słowach wyjaśniłam mu, kto tu był winowajcą. O ile w miłości można w ogóle mów ić o w inie. Zamurowało go.
— To ty taka jesteś?
— Właśnie taka!
— Niemożliwe!
— Mogę udowodnić.
Wzdrygnął się, ale było już za późno. Przywarłam do mego całym ciałem. Dalszą część tego interesującego dialogu skończyliśmy w pustym przedziale, prowizorycznie zamkniętym na haczyk skonstruowany z mojej klamry do włosów.
Sprawa wycieczkowej rozpusty zniknęła z wokandy. Do końca roku cieszyłam się czwórkami — był zbyt zasadniczy, żeby stawiać mi piątki — z matematyki i niekłamanym podziwem męskiej części klasy. Poradziłam sobie, mimo że byłam wtedy młodsza, grubsza i brzydsza. Teraz jednak groziła mi klęska. W dodatku tak głupio zmarnowałam trzeci dzień.
Może nie całkiem zmarnowałam. Bibliotekę opuściłam bogatsza o 350.000 złotych polskich. Za to można już było kupić całkiem niezły ciuch. Nie spodziewałam się, że dziadunio tak się szarpnie. W dodatku bez żadnej sugestii z mojej strony. 1 toki talent miałby się zmarnować. Niedoczekanie!
Jednak czwarty dzień nie przyniósł upragnionego sukcesu. Piątego załamałam się. Kilka godzin snułam się
za tym poronionym kandydatem na mnicha, wieczorem zaś przydy bałam na klatce tę straszną babę, która wymyśliła ten idiotyczny egzamin. „Będę cię uczyć, ułatwię wejście do zawodu, jeżeli odkom płeksisz tego chłopaka!". Dobra sobie. Jej jakoś się to nie udało. Mam poprawiać za nią niedoróbki, czy' jak? Wybulgotałam coś w tym stylu, czerwona ze złości. Spojrzała na mnie z nieopisaną wzgardą.
— Ucz ty się lepiej szycia, kochana — wysyczała.
Z kubełkiem pełnym obierek, we frotowym, białym szlafroczku i gumowych klapkach wyglądała całkiem niewinnie. Naprawdę jednak była ponurą wiedźmą. Niebezpieczną dla otoczenia. Byłam już pewna. Ona mnie zniszczy. Nie poluzuje ani troszeczkę. Jeżeli nie uwiodę tego bubka, mogę się naprawdę uczyć szycia.
To był późny wieczór szóstego dnia. Po beznadziejnym dreptaniu, połączonym z beznadziejnymi próbami zawarcia znajomości, oblałam go nawet coca-colą przy budzie z zapiekankami. Musiałam mieć jakąś przyjemność.
Na szczęście rodzice Władka wyjechali. Z niechęcią gramoliłam się z różowej pościeli. Cóż było robić, mama zgadzała się na późne powroty, o nienocowaniu w domu nie mogło być jednak mowy. Władziuehna, usiłowała robić za dżentelmena. Ziewał jednak tak rozdzierająco, że postanowiłam go oszczędzić. W końcu mieszkałam po drugiej stronie parku.
Tych zakapiorów w ogóle nic zauważyłam. Po miłości czuję się zazwyczaj świetnie, tym razem jednak pogrążyłam się w niewesołych rozmyślaniach. Traciłam swoją szansę. Zlękłam się naprawdę. Nie znoszę przemocy. Każdy z tych trzech nic musiałby się uciekać do gwałtu. W końcu uroda nic była dla mnie równoważna z atrybu tem męskości. Ale siłą, w tym brudnym parku, ze wszystkimi naraz? Nigdy!
Rozdarłam się jak zarzynana owieczka. Miałam zresztą wszelkie szanse nią zostać. Jeden z łobuzów wymachiwał żyletką toż przed moim nosem. Ratunku!!! Nagle
brudne łapska zniknęło z mojego ramienia. Co się dzieje? Ktoś zwalił zbója na ziemię. Drugi zawył. "Erzeci
ucieka. Wsieją wszyscy! Ktoś obejmuje mnie delikatnie™
— Nie bój się, już po wszy stkim, odprowadzę cię
Chlipiąc wtuliłam nos w kraciastą koszulę.