Właśnie tutaj, na tych płaszczyznach pierwszego zróżnicowania, w dystansach, nieciągłościach i progach, jakie się na nich zjawiają, dyskurs psychiatryczny znajduje możliwość ograniczenia swojej dziedziny, określenia tego, o czym mówi, nadania jej statusu przedmiotu — a więc tym samym możliwość ukazania jej, nazwania i opisania.
b) Należałoby również opisać instancje odgraniczające. I tak, medycyna (jako instytucja podporządkowana określonym przepisom, jako zespół jednostek tworzący personel lekarski, jako wiedza i zarazem praktyka, jako kompetencja uznana przez opinię publiczną, wymiar sprawiedliwości i administrację) stała się w XIX wieku najwyższą instancją, która w danym społeczeństwie wyodrębnia, oznacza, nazywa i ustanawia szaleństwo jako przedmiot. Lecz nie tylko medycyna odgrywała tę rolę: obok niej — sądownictwo, a szczególnie sądownictwo karne (z jego definicjami usprawiedliwienia, niepoczytalności, okoliczności łagodzących, a także ze stosowaniem pojęć takich, jak zbrodnia w afekcie, zbrodnia na tle wad dziedzicznych, przestępstwo przeciw bezpieczeństwu społecznemu), władza religijna (gdy jawi się jako instancja decydująca o tym, w którym miejscu oddzielić mistyczność od patologii, duchowość od cielesności, nadprzyrodzoność od anormalnośd, gdy jest drogowskazem sumień bardziej w tym celu, by poznać jednostkę, aniżeli po to, by tworzyć kazuistyczną klasyfikację postępków i okoliczności), krytyka literacka i artystyczna (w ciągu XIX wieku coraz rzadziej traktuje ona dzieło jako przedmiot gustu, który trzeba osądzić, a coraz częściej jako język, który trzeba zinterpretować i w którym trzeba uznać istnienie układu wyrażającego jakiegoś autora).
c) Wypadnie wreszcie zbadać schematy wyszczególniające: chodzi o systemy, według których oddziela się od siebie, przeciwstawia sobie, łączy, przegrupowuje, klasyfikuje i wyprowadza jedne z drugich rozmaite „szaleństwa” jako przedmioty dyskursu psychiatrycznego (tymi schematami różnicującymi były w XIX wieku: dusza, jako zespół zhierarchizowanych własności, bliskich sobie wzajemnie i mniej lub bardziej poddających się interpretacji; cia- • ło, jako trójwymiarowa masa organów połączonych siecią zależności i przepływów; życie i historia jednostek, jako linearny szereg faz, jako gmatwanina śladów, jako zbiór potencjalnych reaktywacji, jako cykliczne powtórzenie; układy korelacji neuro-psychologicznych jako systemy wzajemnych rzutowań i jako obszar przyczynowości okrężnej).
Opis taki, sam w sobie, jest jeszcze nie wystarczający. A to z dwóch powodów. Ustalone przed chwilą płaszczyzny wyłaniania się czy owe instancje odgraniczające i formy różnicujące nie dostarczają bynajmniej ostatecznie ukonstytuowanych i uzbrojonych przedmiotów, które dyskurs psychopatologii miałby już tylko zebrać, sklasyfikować, nazwać, wydzielić i w końcu pokryć siecią słów i zdań. To nie rodziny — z ich normami, zakazami i progami wrażliwości — określają szaleńców i przedkładają „chorych” badaniom lub decyzjom psychiatrów; to nie orzecznictwo sądowe, samo przez się, wskazuje psychiatrii w jakiejś zbrodni urojenie paranoiczne lub podejrzewa nerwicę w przestępstwie na tle seksualnym. Dyskurs jest czymś zgoła innym niż miejsce, gdzie odkładają się i nawarstwiają, jakby zapisując jednolitą powierzchnię, przedmioty już wcześniej ustanowione. Ale przedstawione wyżej wyliczenie jest niewystarczające również z innego powodu. Uchwyciło ono kolejno kilka planów różnicujących, na których mogą się zjawiać przedmioty dyskursu. Lecż jakie związki zachodzą między tymi planami? Dlaczego takie wyliczenie, a nie inne? Jaikiż to skończony i zamknięty zespół usiłuje się w ten sposób wyosobnić? I jak można mówić o „systemie formacyjnym”, jeżeli zna się tylko jeden ciąg różnych i niejednorodnych determinantów, pozbawionych oznaczalnych związków i stosunków?
W istocie te dwie serie pytań odsyłają do jednego punktu. Ażeby go uchwycić, zawęzimy jeszcze bardziej naszą przykładową dziedzinę. Oto na terenie, na którym poruszała się psychopatologia XIX wieku, pojawia się bardzo wcześnie (poczynając od Esąuirola) cała grupa przedmiotów należących zarazem do rejestru przestępczości: zabójstwo (i samobójstwo), zbrodnie w afekcie, wykroczenia na tle seksualnym, niektóre formy kradzieży, włóczęgostwo, za którymi stoją z kolei — dziedziczność, środowisko wywołujące nerwicę, akty agresji lub somoukarania, zboczenia, popęd do zbrodni, uleganie sugestii itd. Nietrafne byłoby stwierdzenie, że mamy tu do czynienia ze skutkami jakiegoś odkrycia — że pewnego pięknego dnia jakiś psychiatra wykrył podobieństwo między zachowaniem zbrodniczym a zachowaniem patologicznym; że nagle ujrzano w pełnym świe-