i
tod analizy nie tyle empiryczną i poważną pracę, co dwie lub 1 trzy koncepcje będące bardziej jej ekstrapolacjami niż koniecznymi zasadami.
Tak więc, postanowiłeś zredukować indywidualne wy- ■ miary dyskursu, pominąć jego specyficzną nieregularność, ukryć to, co mogłoby wyglądać na inicjatywę i swobodę, , skompensować nierównowagę, jaką wprowadza on do języka » — postanowiłeś zatrzeć tę otwartość. Na wzór pewnej formy | językoznawstwa usiłowałeś się pozbyć podmiotu mówiącego: ] sądziłeś, iż można oczyścić dyskurs z wszelkich odniesień antropologicznych i traktować go tak, jakby nigdy przez ni- -kogo nie został sformułowany, jakby nie zrodził się w szcze- < gólnych okolicznościach, jakby nie był przeniknięty wyobra-żeniami, jakby do nikogo się nie zwracał. Wreszcie, zastoso- \ wałeś doń zasadę równoczesności: nie chciałeś uznać, że dys- : kurs — prawdopodobnie w odróżnieniu od języka — jest ze swej istoty historyczny, że zbudowany jest nie z elemen- \ tów rozporządzalnych, ale z elementów rzeczywistych i ko- ; lejnych, nie dających się analizować poza czasem, w którym się rozwinął. s
-Z- Macie słuszność: nie uznałem transcendencji dyskursu; _ nie chciałem, podejmując jego opis, odsyłać go do jakiejś % subiektywności; nie postawiłem na pierwszym planie jego * diachronii, której miałby być jak gdyby ogólną formą. Lecz j celem tego wszystkiego nie było przeniesienie poza dziedzi- 1 nę języka pojęć i metod, które zostały wypróbowane w jej obrębie. Jeżeli mówiłem o dyskursie, to nie po to, aby wy- -i kazać, że mechanizmy lub procesy językowe całkowicie się- * w nim utrzymują, ale raczej po to, aby odsłonić w gęstwie realizacji werbalnych różnorodność możliwych poziomów analizy, aby dowieść, że obok metod struktur językowych (czy też metod interpretacyjnych), można skonstruować '■ swoisty opis wypowiedzi, ich formowania się oraz regular- ‘ ności właściwych dyskursowi. Jeżeli zrezygnowałem z odwo- ' ływania się do podmiotu mówiącego, to nie po to, aby odkryć 1 prawa konstrukcyjne czy formy, które miałyby się stosować w jednakowy sposób do wszystkich podmiotów mówiących, nie po tp, aby mógł przemówić wielki powszechny dyskurs, co miałby być wspólny wszystkim ludziom danej epoki. Prze- • ciwnie, chodziło o pokazanie, na czym polegają różnice, jak to było możliwe, że wewnątrz jednej praktyki dyskursywnej ludzie mówili o różnych przedmiotach, mieli sprzeczne poglądy, dokonywali przeciwstawnych wyborów; chodziło również o pokazanie, w czym praktyki dyskursywne są od siebie różne; słowem, nie chciałem wyłączać problemu podmiotu — chciałem określić pozycje i funkcje, jakie podmiot może zajmować w różnorodności dyskursów. Wreszcie — jak mo- . gliście zauważyć — nie zanegowałem historii, zawiesiłem natomiast ogólną i pustą kategorię zmiany, aby ukazać wielopoziomowe transformacje. Odrzucam jednolity model tem-poralizacji, aby opisać, w odrdesiehiu do każdej praktyki dys-kursywnej, jej reguły kumulacji, wykluczania i reaktywi-zacji, swoiste dla niej formy derywacji i jej specyficzne tryby wprzęgania się w różne typy następstwa.
Nie zamierzałem więc poprowadzić poza właściwe dla niej granice jakiejkolwiek analizy strukturalnej. Oddacie mi zapewne tę sprawiedliwość i przyznacie, że ani razu nie użyłem słowa struktura w Les Mots et les choses. Zostawmy, jednak, jeśli pozwolicie, polemiki wokół „strukturalizmu”. Ich ślady z trudem utrzymują się na obszarach opuszczonych już przez tych, co poważnie pracują; tej walki — która mogła być kiedyś płodna — nie prowadzi dzisiaj nikt poza mimami i kuglarzami.
— Na próżno chcesz odsunąć te polemiki: nie uda ci się ominąć głównego problemu. Albowiem nie do strukturalizmu odnosimy się krytycznie. Chętnie uznajemy jego trafność i skuteczność: w zakresie analizy języka, mitologii, podań ludowych, wierszy, snów, dzieł literackich i może filmów, opis strukturalny ukazuje relacje, które bez jego pomocy nie mogłyby być wydzielone; pozwala określić elementy powtarzalne wraz Lich formami opozycji i kryteriami indywidualizacji; pozwala także ustalić prawa konstrukcyjne, równoważności i reguły transformacji. I mimo kilku zastrzeżeń, które mogły być wysuwane na początku, uznajemy dziś bez oporów, iż język, podświadomość i wyobraźnia ludzi są posłuszne prawom struktury. Odrzucamy natomiast całkowicie takie zabiegi jak twój: sądzimy, że nie można badać zjawiających się kolejna dyskursów naukowych, nie odsyłając ich do czegoś w rodzaju aktywności ustanawiającej, nie poszukując — nawet w ich-wahaniach — zaczątków pierwotnego zamysłu czy fundamentalnej teleologii, nie odnajdując głębokiej ciągłości, która je wiąże i prowadzi do miejsca, gdzie możemy je uchwycić; sądzimy, że nie należy w tep sposób rozplątywać ewolucji rozumu i oczyszczać historii myśli
239