CCF20081129037

CCF20081129037



Fakt ten nie uszedł przenikliwości komentatorów: z analizy, do której przystępuję, słowa są usunięte tak samo zdecydowanie jak rzeczy same; nie ma opisu słownictwa, jak nie ma odwołania się do żywej pełni doświadczenia. Nie cofamy się przed dyskurs — tam gdzie nic jeszcze nie zostało powiedziane i gdzie rzeczy ledwie majaczą w niepewnym świetle; nie stajemy też za nim, aby odnaleźć formy, które ustanowił i za sobą pozostawił: utrzymujemy się — staramy się utrzymywać — na poziomie samego dyskursu. Skoro zaś trzeba stawiać kropki nad „i”, gdy mówi się o rzeczach nieobecnych — choćby najbardziej wyraźnych, winie-nem podkreślić, co następuje. W tych wszystkich poszukiwaniach — w których jeszcze tak niewiele się posunąłem

—    chciałbym wykazać, że „dyskursy”, takie jakie słyszymy, takie jakie czytamy w formie tekstów, nie są, jak można by oczekiwać, zwykłym i naturalnym skrzyżowaniem rzeczy i słów: niejasnym wątkiem rzeczy oraz wyraźnym, widocznym i barwnym łańcuchem słów. Chciałbym wykazać, że dyskurs nie jest wątłą powierzchnią kontaktu lub starcia między rzeczywistością a językiem, przemieszaniem się leksyki i doświadczenia. Chciałbym wykazać na konkretnych przykładach, jak analiza dyskursów jako takich rozluźnia obręcz — na pozór tak mocną — słów i rzeczy oraz odsłania zbiór reguł właściwych praktyce dyskursywnej. Reguły te określają nie milczącą egzystencję jakiejś rzeczywistości, nie kanoniczne użycie jakiegoś słownictwa, ale porządek istnienia przedmiotów. „Słowa i rzeczy” to nazwa — poważna — pewnego problemu; to także nazwa — ironiczna

—    pracy, która modyfikuje jego formę, przemieszcza jego dane i odsłania ostatecznie zupełnie inne zadanie. Nie polega ono — już nie polega — na traktowaniu -dyskursów jako zbiorów znaków (elementów znaczących, które odsyłają do jakichś treści lub przedstawień); polega natomiast na traktowaniu ich jako praktyk formujących przedmioty, o których owe dyskursy mówią. Oczywiście dyskursy są zrobione ze znaków; wszelako ich działanie polega na czymś więcej niż na oznaczeniu tymi znakami rzeczy. Właśnie to „więcej” nie pozwala sprowadzić ich do langue i do parole. Właśnie to „więcej” należy ukazać i opisać.

Opisy jakościowe, relacje biograficzne, wykrywanie, interpretacja i weryfikacja oznak, wnioskowanie analogiczne, dedukcja, szacunek statystyczny, sprawdzanie eksperymentalne i wiele innych form wypowiedzi — oto co w XIX wieku można znaleźć w dyskursie lekarzy. Jaka łączy je więź, jaka konieczność? Dlaczego są one takie właśnie, a nie inne? Trzeba by znaleźć prawo rządzące owymi wszystkimi wypowiedziami oraz miejsca, z którego padają.

a) Pytanie pierwsze: kto mówi? Kto spośród wszystkich mówiących jednostek jest uprawniony do przeipawiania tego rodzaju językiem? Kto jest jego posiadaczem? Kto przejmuje odeń jego swoistość, jego prestiż, i od kogo z kolei język ów otrzymuje jeśli nie gwarancję, to przynajmniej domniemanie prawdy? Jaki jest status osób, które mają wyłączne prawo — zagwarantowane przepisami lub tradycją, określone prawnie lub akceptowane spontanicznie — wypowiadania takiego dyskursu? Status lekarza zakłada pewne kryteria kompetencji i wiedzy; zakłada istnienie instytucji, systemów, norm pedagogicznych, warunków prawnych umożliwiających — nie bez zakreślania im granic — praktykę i eksperymenty wiedzy. Zakłada również istnienie systemu zróżnicowań i stosunków (podział zakresów działania, podporządkowanie hierarchiczne, uzupełnianie się funkcji, zapotrzebowanie, przekazywanie i wymiana informacji) względem innych osób lub innych grup posiadających swój własny status (takich, jak władza polityczna i jej przedstawiciele, władza sądownicza, różne organizacje zdwodowe, zgrupowania religijne i, w poszczególnych wypadkach, księża). Zakłada także pewną ilość cech określających jego działanie w stosunku do całości społeczeństwa (różne role przypadające lekarzowi w zależności od tego, czy wzywa go oso-

77


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
36 I. Teoria granic Fakt ten zapisujemy lim x„ = a (lim jest skrótem łacińskiego słowa limes,
skanuj0015 (150) 172 Księga druga II, 8 że nie ma on po ciemku żadnej barwy. Jego cząstki są ni
skanuj0015 (150) 172 Księga druga II, 8 że nie ma on po ciemku żadnej barwy. Jego cząstki są ni
img043 Najważniejsze jednak było nie liceum, tylko szkoła baletowa, do której pilnie uczęszczałam. P
CCF20090523038 tif KARL R, POPPER ższa wykazuje z reguły tendencję do lepszego przystosowania niż f
File0026 (5) mu. i choć liczba ich jest nie wielka, zgodnie z niechęcią faszyzmu do teorji, to jedna
page0049 45 leko, o czem świadczy ten fakt, iż nie posiadają żadnych atmosfer, inne posiadają jeszcz
„Jestem kobietą sukcesu!” 63 mat, że polityk to mężczyzna. Na pewno fakt ten mi nie ułatwił, ale i n
słowia013 ki. Fakt, że układ ten nie jest identyczny z innymi układami - o charakterze politycznym,
CCF20090702038 76 Przerwanie immanencji Czy zatem nasza analiza nie powinna wyjść poza literę Husse
CCF20090704018 38 Część I Nie chcę się wdawać w szczegóły owej krytyki ani analizować Heideggerowsk
CCF20091006034 tif stępnie”. Kiedy indziej znów spójnik ten nie dopuszcza zmiany porządku zdań wspó
CCF20091006034 stępnie”. Kiedy indziej znów spójnik ten nie dopuszcza zmiany porządku zdań współrzę
CCF20081221039 nież ten pierwszy; ważny Jest nie tylko z tej racji, iż ukazuje zależność filozofii
CCF20090303088 180 Uzupełnienie 2 da? Rzeczywiście mamy do czynienia z unikato.wością kodu genetycz

więcej podobnych podstron