Podwyższoną ciepłotą powierzchni czyjegoś ciała spostrzegamy w trojaki sposób: po pierwsze, za pomocą detektorów termicznych w skórze, jeśli dwie osoby są dostatecznie blisko siebie, po drugie, dzięki intensyfikacji doznań węchowych (perfumy i płyny do twarzy dają się wyczuć z większej odległości, gdy wzrasta temperatura ciała), po trzecie, przez obserwację wzrokową.
Gdy byłem młodszy, spostrzegałem nieraz w trakcie tańca nie tylko to, że niektóre z moich partnerek były chłodniejsze lub cieplejsze niż przeciętnie, lecz również, że ciepłota tej samej dziewczyny ulegała od czasu do czasu zmianom. Zdarzało się to zawsze w tym momencie, gdy miałem wrażenie, że moja temperatura dochodziła do równowagi i nie wiedzieć czemu zaczynałem się interesować moją partnerką coraz bardziej. Wtedy jednak młode damy nieodmiennie proponowały, żebyśmy odpoczęli chwilę i „odetchnęli świeżym powietrzem”. Gdy badałem to zjawisko wiele lat później, dowiedziałem się od kobiet, z którymi rozmawiałem, że jest im ono doskonale znane. W jednym wypadku usłyszałem nawet, że moja rozmówczyni potrafiła określić emocjonalny stan mężczyzny, z którym się spotkała, z odległości jednego do dwóch metrów i w zupełnej ciemności. Potrafiła rozpoznać moment w którym partnera jej ogarniała wściekłość lub pożądanie. Inna moja rozmówczyni śledziła zmiany temperatury klatki piersiowej mężczyzn, z którymi tańczyła, by podjąć działanie zapobiegawcze, nim sprawy zaszły „za daleko”.
Spostrzeżenia te mogłyby się wydawać śmieszne, gdyby nie fakt, że popiera je sprawozdanie jednego z naszych badaczy seksualizmu. W referacie nadesłanym do Amerykańskiego Towarzystwa Antropologicznego w 1961 roku W. M. Masters wykazał przy pomocy kolorowych przezroczy, że zmiany temperatury skóry brzucha są jednym z najwcześniejszych objawów podniecenia seksualnego. Brane z osobna, czerwienienie twarzy w złości, rumieniec zażenowania, czerwona plama pomiędzy oczami zwiastująca tlący się gniew, pocenie się rąk i „zimny pot” ze strachu, zaczerwienienie się z wściekłości — są niczym więcej jak ciekawostkami. W połączeni;! jednak z naszą wiedzą o zachowaniu się innych form biologicznych okazują się one znaczącymi, szczątkowymi formami wyrażania — behawioralnymi skamielinami, można by rzec, które służyły pierwotnie do komunikowania innym tego, co się dzieje.
Interpretacja taka wydaje się bardziej przekonywająca, gdy weźmiemy pod uwagę hipotezę wysuniętą przez Hinde’a i Tinbergena, że puszeniem się w zalotach u ptaków sterują te same nerwy, które rządzą straszeniem piór w celu zagrzania się lub ochłodzenia.
Mechanizm ten funkcjonuje mniej więcej tak: samiec w obecności innego samca wpada w rozdrażnienie, które uruchamia w różnych częściach ciała skomplikowany system przekazów (endokry-nalnych i nerwowych) przygotowujących go do walki. Jednym z wielu następstw takiej mobilizacji jest wzrost temperatury, który powoduje, że ptak straszy pióra tak, jak robi to zwykle w gorący, letni dzień. Mechanizm ten przypomina bardzo termostaty instalowane w starych samochodach, które zamykały i otwierały zawory w chłodnicy zależnie od tego, czy silnik był zimny czy rozgrzany.
Temperatura ma również znaczny wpływ na to, jak czujemy się w tłumie. Gdy nie ma dość miejsca na wypromieniowanie ciepła, wytwarza się reakcja łańcuchowa i robi się coraz bardziej gorąco. Tłum zgrzanych ludzi wymaga znacznie większego pomieszczenia niż ta sama liczba osób nie zgrzanych, jeśli chce się im zapewnić ten sam stopień swobody i komfortu. Miałem okazję prze-
95