być niczym przesłonięty. Są to te właśnie pomieszczenia, w których Amerykanie — jak już było wspomniane — czują się tak bardzo nieswojo. Potrzeba widoku wyraża się u Arabów rozmaicie, często nawet negatywnie — odcięcie sąsiada od widoku jest najbardziej skutecznym sposobem zrobienia mu na złość. W Bejrucie można sobie obejrzeć coś, co lokalnie nazywają „domem złości”. Jest to ni mniej, ni więcej gruba czteropiętrowa ściana, zbudowana pod koniec długich sporów między sąsiadami na wąskim skrawku ziemi tak, że zasłania widok na Morze Śródziemne wszystkim budynkom stojącym z tyłu. Wedle jednego z moich informatorów pomiędzy Bejrutem a Damaszkiem istnieje dom kompletnie otoczony murami sąsiada, które są na tyle wysokie, że zasłaniają widok ze wszystkich okien!
Granice
Wzorce proksemiczne mówią nam jeszcze inne rzeczy o kulturze arabskiej. Tak na przykład Arabowie nie potrafią niemal zupełnie uchwycić pojęcia granicy jako czegoś abstrakcyjnego. „Krańce” miasta — tak, ale stałe granice na nie zabudowanej przestrzeni (niewidoczne linie) — nie. Prowadząc badania wśród Arabów miałem duże kłopoty w przetłumaczeniu naszego pojęcia granicy za pomocą terminów, które byłyby równoważne z ich terminami. Sądziłem, że pomocne może się okazać odwołanie do czynów, które określa się jako „wkroczenie”. Ale aż do dziś nie potrafię znaleźć czegoś takiego, co by choć częściowo przypominało nasze prawne pojęcie wkroczenia.
Zachowanie Arabów w odniesieniu do ich majątku nieruchomego stanowi ekstensję ich postaw wobec ciała. Badani zwyczajnie nie reagowali, gdy wspominałem o wkroczeniu. Zdawali się zupełnie nie rozumieć, o co mi chodzi. Pewne wytłumaczenie tego odnaleźć można w fakcie, iż Arabowie nie układają swych wzajemnych relacji przestrzennie, lecz wedle zamkniętego systemu społecznego. Przez tysiące lat muzułmanie, maronici, druzowie i żydzi żyli sobie w swych własnych miasteczkach, mając wszyscy silne poczucie więzi rodowej. Ich hierarchia lojalności była następująca: najpierw wobec samego siebie, potem wobec krewnego, współmieszkańca, współplemieńca, wreszcie wobec wyznającego tę samą religię i (albo) rodaka. Każdy, kto nie mieści się w żadnej z tych kategorii, jest obcy. A w mentalności arabskiej „obcy”, to nieomal to samo, jeśli nie wręcz to samo co „wróg”. W tym kontekście „wkroczenie” to raczej kwestia tego, kim się jest, niż kwestia kawałka przestrzeni obwiedzionej granicami, które pogwałcić może ktokolwiek i każdy, znajomy i wróg.
Wzorce proksemiczne różnią się. Badając je wykrywamy ukryte ramy kulturowe, które determinują strukturę świata percepcyjnego członków danego narodu. Odmienne pojmowanie świata pociąga za sobą odmienne pojmowanie relacji międzyludzkich i odmienne podejście do polityki lokalnej i międzynarodowej. W dodatku kultura nadaje strukturę zaangażowaniu w bardzo różnym stopniu. Wszystko przemawia za tym, że projektanci winni wreszcie zacząć uwzględniać w swych planach budowanie miast różnego typu, miast zgodnych z proksemicznymi wzorcami zamieszkujących je ludzi. W pozostałych rozdziałach chciałbym powrócić do rozważań nad życiem miejskim.