Ponowoczesny kryzys uderza we wszystkie instytucje zajmujące się nauczaniem na każdym szczeblu, a jednak na każdym poziomie, ze względu na szczególny charakter zadań i instruktażu, rodzi odmienne wątpliwości i zmartwienia. Szczegółowa analiza, która zostanie za chwilę przedstawiona, skupi się na formie, w której obecny kryzys przejawia się na jednym instytucjonalnym poziomie edukacji, to znaczy na uniwersytetach. Ograniczenie analizy do tego szczebla edukacji wynika z awangardowej roli przypisywanej uczelniom, a do pewnego stopnia również przez nie odgrywanej w historii współczesnej.
Mimo iż uniwersytety europejskie są głęboko zakorzenione w średniowieczu, idea uniwersytetu i jego roli w społeczeństwie stanowi twór nowoczesny. Związek wiedzy i władzy wydaje się najbardziej widocznym i płodnym zjawiskiem wśród wielu aspektów odróżniających nowoczesną cywilizację od innych typów kohabitacji człowieka. Nowoczesna władza szuka w nauce oświecenia i myśli przewodniej, nowoczesna wiedza zaś - śladem lapidarnej i precyzyjnej definicji Augusta Comte'a: savoir pour prevoir pour poimoir - wiedzy pozwalającej uzyskać siłę działania. Związek ten, ze względu na fakt, iż nowoczesna cywilizacja opiera się zasadniczo na działaniu, na zmienianiu stanu rzeczy i wykorzystywaniu władzy, by wywołać zamierzoną zmianę, umieścił praktyków wiedzy, odkrywców nowych prawd i ludzi szerzących stare prawdy albo blisko, albo w opozycji do władców, lecz w obu przypadkach w samym centrum instytucjonalnej sieci i na samym szczycie władzy duchowej.
Instytucjonalne umiejscowienie wiedzy i jej depozytariuszy w centrum jest zakotwiczone z jednej strony w fakcie oparcia państwa narodowego na legitymizacji (Max Weber), formule władzy (Gaetano Mosca) czy zasadniczym zbiorze wartości (Talcot Parsons), służących przełożeniu dominacji na autorytet i dyscyplinę, z drugiej - w praktyce kultury (edukacji, Bildung), która miała na celu przekształcać poszczególnych członków społeczeństwa w istoty społeczne chętnie odgrywające wyznaczone role społeczne (i przestrzegające ich). Obie kotwice były zapewnione przez uniwersytety - najważniejsze miejsca, w których generowano najważniejsze wartości w procesie integracji społecznej, a zarazem poligon, na którym szkolono nauczycieli, by mogli je dalej rozpowszechniać i tłumaczyć na umiejętności społeczne. Obecnie jednak obie kotwice unoszą się swobodnie. Z tego powodu pozornie programowe stwierdzenie, jakim jest podpisana niedawno w Bolonii Magna Carta Europejskich Uniwersytetów - zakładająca, że uniwersytety będą „autonomicznymi instytucjami ulokowanymi w centrum życia społecznego" - cechuje nostalgia za błyskawicznie przemijającą postacią świata. Z tego powodu również obraz uniwersytetu namalowany pędzlami historycznej pamięci każe nam postrzegać aktualną rzeczywistość w kategoriach kryzysu;
EDUKAGA: WOBEC, WBREW I NA RZECZ PONOWOCZESNOŚCI m
wszak podważa się obecnie i autonomię, i centralne usytuowanie uniwersytetów i nauki jako takiej.
Długa jest lista społecznych/kulturalnych/politycznych zmian, które do tego kryzysu doprowadziły, jednak najważniejsze z nich wiążą się z gwałtownym osłabieniem ortodoksyjnych instytucjonalnych podstaw stanowiących gwarancję autorytetu uniwersytetów.
Z jednej strony współczesne państwa narodowe na całym świecie i po obu stronach niedawnej globalnej kurtyny zrezygnowały z większości integracyjnych funkcji, które dotychczas pełniły, i scedowały je na siły niepodle-gające ich kontroli, dalece wykraczające poza zasięg zachodzącego procesu politycznego. Oznacza to, że dzisiejsze państwa narodowe nie interesują się już ideologiczną przemianą i mobilizacją, polityką kulturalną, popieraniem wzorców kultury uznawanych za lepsze od innych, skazanych tym samym na unicestwienie. Jednocześnie pozostawiają kwestię formowania hierarchii kulturalnych (czy w ogóle samą możliwość powołania ich do życia) na łasce rozproszonych i nieskoordynowanych sił rynku. W rezultacie przywilej podziału i posiadania władzy na mocy posiadanej wiedzy - przywilej niegdyś przyznawany przez państwo wyłącznie uniwersytetom - został również podany w wątpliwość i skutecznie podważony przez inne ośrodki. Renomę zyskuje się i traci poza murami uczelni, a niegdyś decydującej roli odgrywanej przez kolegów po fachu przypisuje się coraz mniejsze znaczenie. W procesie kształtowania hierarchii ważności rozgłos zastąpił renomę, popularność wyparła zasługi naukowe, toteż cały proces nie tyle podlega kontroli, ile szturchańcom ze strony instytucji specjalizujących się w zarządzaniu uwagą publiczną (Rćgis Debray mówi o mediocmcy, a użyta tu gra słów: media - media i mediocre - przeciętny, mierny jest całkowicie nieprzypadkowa). To medialna wartość wiadomości, a nie ortodoksyjne uniwersyteckie standardy naukowej wagi, określa hierarchię ważności - równie nietrwałą i chwiejną jak wartość medialna komunikatów.
Z drugiej strony - wobec perspektywy zmniejszającej się uniwersalności kultury, jej niezdolności do wywołania entuzjazmu czy zaangażowania, braku opozycji dla pluralizmu kulturowego przy jednoczesnym szczodrym wsparciu instytucjonalnym - nie da się już utrzymać monopolistycznej czy choćby uprzywilejowanej roli uniwersytetów w tworzeniu i selekcjonowaniu wartości. Uniwersytety muszą walczyć na pozornie równych prawach z innymi instytucjami, z których wiele demonstruje znacznie większą sprawność w „docieraniu z komunikatem pod wybrany adres", instytucjami znacznie lepiej zestrojonymi z pragnieniami i obawami współczesnych konsumentów. Nie jest jasne, dlaczego ludzie, których tak pociąga poszerzający ich możliwości zakres umiejętności i wiedzy, że pragną je nabyć, mieliby zwracać się do uniwersytetów, a nie ich rywali z prośbą o pomoc.