Zasada ta jest oczywista, jak się jednak wydaje, nigdy nie starano się o jej sformułowanie, z pewnością, dlatego, że wydawała się zbyt prosta; a przecież jest ona podstawowa, a jej następstwa sięgają bardzo daleko; doniosłość jej dorównuje znaczeniu pierwszego prawa. Zależy od niej cały mechanizm języka (zob. s. 147 in.). W przeciwieństwie do signifiants wzrokowych (sygnałów morskich itd.), które mogą ukazywać połączenia równocześnie na różnych płaszczyznach, signifiants akustyczne mają do rozporządzenia wyłącznie linię czasu; składniki ich następują jeden po drugim; tworzą one ciąg. Cechę tę dostrzeżemy natychmiast, skoro tylko przedstawimy je pismem, zastępując kolejność w czasie linią przestrzenną znaków graficznych.
W niektórych przypadkach nie jest to całkiem oczywiste. Jeżeli na przykład akcentuję sylabę, wydaje się, że gromadzę w jednym punkcie różne składniki znaczeniowe. Jest to tylko złudzenie; sylaba i jej akcent stanowią jeden akt fonacyjny; w obrębie tego aktu nie ma żadnej dwoistości, a tylko różnorodne opozycje w stosunku do tego, co się znajduje obok (zob. na ten temat s. 156 in.).
\
Rozdział drugi
0 ile signifiant wydaje nam się wybrany dowolnie w odniesieniu do pojęcia, jakie przedstawia, o tyle, przeciwnie, w stosunku do społeczności językowej, która się nim posługuje, nie jest on dowolny, lecz narzucony. W najmniejszym stopniu nie zasięga się rady grupy społecznej, zaś signifiant, wybranego przez język, nie można zastąpić jakimkolwiek innym. Fakt ten, pozornie zawierający sprzeczność, można by nazwać określeniem: „wymuszona karta” 1. Zwraca się do języka, mówiąc: „Wybieraj”, lecz dodaje się równocześnie: „ale będzie to ten znak, a nie inny”. Nie tylko jednostka, gdyby tego chciała, byłaby niezdolna do wprowadzenia jakichkolwiek zmian w dokonany wybór, lecz nawet cała grupa nie ma władzy nad jednym choćby wyrazem; związana jest ona z językiem takim, jaki jest.
Nie możemy więc już dłużej przyrównywać języka do zwykłej umowy i właśnie od tej strony badanie znaku językowego jest niezmiernie ciekawe. Jeśli bowiem chcemy wykazać, że prawo przyjęte w jakiejś zbiorowości jest czymś, czemu się podlega, a nie dobrowolnie przyjętym prawidłem, to najbardziej uderzający dowód na to znajdziemy właśnie w języku.
Przyjrzyjmy się więc, w jaki sposób znak językowy wymyka się spod naszej woli, i wyciągnijmy następnie doniosłe wnioski wynikające z tego zjawiska.
W każdej epoce, bez względu na to, jak daleko cofniemy się w pzasie, język ukazuje nam się zawsze jako dziedzictwo epoki poprzedzającej. Akt, na mocy którego w pewnym momencie rzeczom zostałyby nadane nazwy i zostałaby zawarta umowa między pojęciami a obrazami akustycznymi, można sobie wyobrazić, nie został jednak nigdy stwierdzony. Pogląd, że mogłoby się to stać właśnie w taki sposób, został nam nasunięty przez owo bardzo żywe poczucie dowolności znaku.
Istotnie, żadne społeczeństwo nie zna i nigdy nie znało języka inaczej niż w postaci odziedziczonego po poprzednich generacjach wytworu, który ma być przyjęty bez zmian. Dlatego też zagadnienie początków mowy nie ma takiego
95
Sztuczka karciana polegająca na tym, żc Wybiera się tę właśnie kartę, którą Wymienia sztukmistrz. (Przyp. tłum.)