54 *• Uczeni; zwiedzając)- i odwiodą
'"XI
odmienną. Na to Francuzi: Jaki więc, sądzicie, jest cel tej wypraw W końcu, nie bez zakłopotania, zalecono uczonym, by o szeryJ interpretację zezwolenia postarali się w Rzymie. „Co chętnie uczyi* I my* - kończy ten epizod Mabiilon.
jego prawowiemość katolicka była niezachwiana, choć krytycyjJ wobec hagiografii z pewnością wielu mógł razić; katolicy bywali wówqv I nader wrażkwi na punkcie relikwii i wszystkich form kultu świętych. I
Poznajemy reakcję benedyktyna na jeden z bardziej kontrowersyj. | nych w owym czasie obiektów w Rzymie: porfirowe krzesło z otwory ,| w siedzeniu, pokazywane u św. Jana Lateraneńskiego. Po rzekomy^ I skandalu, kiedy to jakoby papież okazał się przebraną kobietą, delegat I konklawe mieli sadzać papieża-elekta na owej sella stercoraria i naoq. | nie czy namacalnie sprawdzać jego płeć. Ekscytowały się tym pokolenia I zwiedzających Pokazano obiekt także i Mabiilon owi, który zauważył, $ I to kamienne siedzenie pojawia się w Rzymie sto lat przed najwcześniej. | szą wzmianką o papieżycy Joannie, więc nie można go wiązać z q sprawą Dziś wiemy, że ów porfirowy „sedes* służył w późnej starożyt* I nosa przy cesarskich porodach i możemy go oglądać do woli w ViBj I Borghese w Rzymie.
Nie ominął także uczony innego, bardziej świętego obiektu: omen-1| tarza zwanego Campo Santo w Pizie. Po zwięzłym opisie następuje u szczegółowsza niż zazwyczaj u turystów relacja o cudownym działaniu | świętej ziemi przywiezionej tu przez krzyżowców (miała ona wchłaniać | i natychmiast złożone w niej zwłoki), na końcu zaś komentarz: „Teraz j gleba tak dalece wyziębła, że zwłoki przechowuje dłużej*. Ten komen-1 tarz przyrodniczy uzupełnia zaraz erudycja humanisty-teologa, przywo-1 łując Augustyną Grzegorza z Tours i inne autorytety potwierdzające j szczególne właściwości ziemi z Jerozolimy.
PODRÓŻNY HISTORYK: JACQUES-AUCUSTE DE THOU
Wszystkie elementy zagadnienia, o Którym mowa, zbiegają się w podróży ]acques-Auguste de Thou do Włoch. Thuanus (1553-1617), jak go z łacińska nazywano, przyszły wielki historyk i prawnik, współredaktor edyktu nantejskiego - karty swobód francuskich protestantów - towarzyszył ambasadorowi Henryka III de Valois (naszego Walezego), Pierre de Foix, w podróży, której celem było podziękowanie papieżowi za jego gratulacje z powodu pomyślnego wyniku elekcji w Polsce, (Radosną podróż zakłócić miała wieść o śmierci króla francuskiego, a potem wypadło witać jego brata, który właśnie przez
pólnoow Wiochy uciekał s Polski do ojarymyl- Zanim jednak bidąca poityta|Kiyspinzyk tempo podióiy, rytm nadawały jej dyskusje nad Platonem i Arystotelesem. D’Oss»t, późniejszy kardynał (Jakub Sobieski umieści go wlród znakomitych współczesnych sobie paryian) od jaśniał ambasadorowi flozofię Platona. Inni podróżni nie mieszali się do dyskusji, kry kiedy orszak zsiadł z wierzchowców, ambasador zwracał się do de Thou i jego towarzyszy stołu. Gdy przygotowywano obiad, lektor ambasadora czytał komentarze prawnicze Jactąues Cujasa.
Zwięzłe wywody wielkiego prawnika de Foix rozwijał osobiście, sięgając do kodeksu Kistyniana. jak się zdaje, przy pełnym stole przerywano uczoną dyskusję, ale zaraz po posHku de Fobc polecał czytać komentarze Eneasza Syłwiusza Piccolominiego jrsa temat sekretów fizyki', które on i jego lektor komentowali następnie «z największą przyjemnością".
Przedstawiona tu podróż nie stanowiła wyjątku; kilka lat później, kiedy de Thou wędrował z towarzyszem, odwiedził kardynała de Toumoą arcybiskupa Ausch w Gaskonii; nasz autor znalazł okazję, by go scharakteryzować w kilku zdaniach:
UJ nie był człowiekiem nauki, ale mając wzniosłe serce i chcąc podnieść swój prestiż, przez całe życie kochał naukę i tych. którzy wiedzę posiadali L_l Na Dworze, w Rzymie, w podróżach otaczał się zawsze wszystkim, co jaśniało w świecie sztuk i nauk. Mawiano, że gdy kardynał jechał wraz z dworem (królewskimi, ledwie zsiadł z konia, a już szedł odwiedzić pokoje swych uczonych, aby skontrolować, czy kufry, w których byty ich książki, są w dobrym stanie; aby nie musieli czekać, kazał je transportować na jego własnych mułach, razem z jego łóżkiem i papierami. Gdy wszystko było gotowe, polecał im brać się do pracy, sam zaś szedł do króla, którego był głównym ministrem. Jego .stół był otwarty", to znaczy karmił wielu; miał jednak stół specjalny, przy którym zbierał także uczonych i słuchał z przyjemnością ich dyskusji.
W pamiętnikach znakomitego autora Historii własnych czasów trafiamy też ciągle na książki; szuka ich wszędzie. W Wenecji więc jde Thou (pisze zawsze w trzeciej osobie) zajął się kramami księgarskimi i znalazł tam między innymi wiele książek greckich, dość rzadkich we Francji; wzbogacił nimi swą bibliotekę, którą już był założył". Bogaty plon zebrał też w Lyonie. Podróż wzbogaca nie tylko jego księgozbiór; podejmuje wówczas, czy też uściśla, pomysł pisania historii swoich czasów.
Podróże po Włoszech, Niemczech, Niderlandach hiszpańskich i samej Francji mają jakiś zawiły związek z jego dziełem literacko--naukowym. Zbiera doń materiał, tworzy koncepcję, a jednocześnie odwiedzane miejsca wywołują w nim skojarzenia; wspominając je po latach, odtwarza elementy historii swoich czasów. Pisząc dzieło pod