178
Henrykiem Jakubem (tegoż wieku), jest zdrowy i że w mieśoe dzidi dobroci Pana Boga nie ma zarazy. Władze weneckie, które wystmfc podobne zaświadczenie, wydrukowały formularz bardziej imponują^ ale wpisano doń tylko datę (3 czerwca 1656), imię, nazwisko i narodowość: Polaki Nazwisko i urząd pisarza były już wydrukowane: czysta formalność poparta opłatą. Pointa tkwi w tym, że Dahlberg udawał sie do obozu Karola Custawa, który właśnie podbijał Polskę.
Jeszcze w Augsburgu (w drodze do Włoch) wydano Dahlbeigowi i jego towarzyszom dokument odręczny z woskową pieczęcią, lecz nie opisując ich wyglądu. Na dokumencie widać trzy notatki poświadczające przejście przez punkty kontrolne w kierunku Wenecji Być może nie było lepszego rozwiązania, zapewne też w razie większego zagrożenia kontrola stawała się solidniejsza. Ogólnie jedna) turyści nie bez racji widzieli w tym tylko uciążliwość i kolejne wymuszone opłaty, jak na cle i mycie. Edward Brown, angielski uczony, lekarz intelektualista, wśród przyjemności podróży przez Karyntię, Styrię i Doku Austrię (1669) wymienił: „Żadnego kłopotu ze świadectwami zdrowia’.
Z punktu widzenia epidemiologii ruch ludności sprzyjał oczywiście rozprzestrzenianiu się chorób zakaźnych; jeśli jednak chodzi j> samych podróżnych, zauważyć można, że zarazy nie stanowiły dla nich szczególnego niebezpieczeństwa Właśnie swoboda ruchu pozwalała im łatwiej omijać ogniska epidemii.
Specyficzny problem zdrowotny stanowiło dla podróżnych wyżyw* nie. Jest to sprawa tak ważna, że wypada powracać do niej parokrotnie, w związku z obyczajami, poziomem gospodarki i zagadnieniem uprzedzeń-stereotypów, niechęci do regionalnych kuchni. Dla podróż nego był to często podstawowy problem zdrowotny.
Guwerner braci Francisa i Roberta Boyle'ów szczegółowo przekazywał ojcu chłopców, hrabiemu Cork, informacje o niezbędnych przygotowaniach do podróży z Genewy do Włoch. Do włoskiej kuchni i trudów podróży przystosować miały turystów gruntowne purgacje. Anglicy zwłaszcza, dumni ze swej narodowej diety, niepokoili się
0 przewód pokarmowy, wyruszając na kontynent. Środki na przeczyszczenie i puszczanie krwi miały utrzymać turystę w równowadze fizycznej. Obawiano się przede wszystkim skutków jedzenia owoców
1 ostrzegano się wzajemnie, by ich we Włoszech nie nadużywać.
Czy obok rzeczywistych, trudnych problemów adaptacji lęki te rewy nikały z uprzedzeń? Mój koronny świadek Fynes Moryson, ciekawy świata optymista, nie obawia się innych kuchni. Kuchnia włoska, a zwłaszcza obfitość i rozmaitość produktów spożywczych n.wh •
go i cieszy. Smakuje mu też-jak wiemy-wikt niemiecki Te sprawyjak
Imd | robactwo
łdeksBB§a innych doznań, uwarunkowane są bardzo subiektywnie 3roJ«n « usposobieniem podróżnego. Czy w ocenie niebezpieczeństw dla zdrowia czynnik subiektywny nie dominuje nad obiektyw
nym trudnościami?
Trudy drogi i choroby, w połączeniu z powszechnym wówczas zjawiskiem nadumieralności młodzieży, sprawiły, że śmierć grasowała wśród podróżnych, świadectwem wysokie premie, jakie lichwiarze czy hazardziści w szekspirowskiej Anglii skłonni byli płacić szczęśliwie powracającym do domu turystom.
Statystyka śmiertelnych wypadków nie ma tu sensu, nie można bowiem zestawić jej z podobnym obliczeniem dla ludzi pozostałych na miejscu. Czy zresztą śmiercią w pojedynku należy obciążać bilans turystyki? Ile innych przyczyn zgonów nie da się wyprowadzić z warunków podróży? Zanotujmy jednak, że w XVII wieku Cod 1599) zmarło za granicami co najmniej siedmiu Radziwiłłów.
^ oceniać to okrutne żniwo śmierci w podróży? Czy zebrawszy wzmianki o turystach, którzy zmarli w obcej ziemi, możemy przypisać te wypadki wędrówkom?
BRUD I ROBACTWO
miesiące i z rSiicńm szali
szalem, którym się owinął, wszy rozmnożyły się (podobno)
nogi wynikła gorączka plamista". Otóż pod
Człowiekowi żyjącemu dziś w społeczeństwie respektującym nie-tóre przynajmniej wskazania rozwiniętej wiedzy o zdrowiu i higienie, niełatwo wczuć się w sposób myślenia przodków. Niewiele pomoże, iż na<*er czadko spotykamy w relacjach z podróży informacje o przebytych chorobach. Gdy je znajdujemy, nie wiążą się one przeważnie z sytuacją szczególną, specyficzną dla podróżujących. Ale warto tu przytoczyć wypadek, który przydarzył się Sir George Courthopowi, gdy wybrał się do Akademii, czyli szkoły poprawnej francuszczyzny, w Loudun. .Gdy wyszedłem na ulicę, by oddać wodę — pisze, a nam ten szczegół przyda się do oceny warunków higieny w miastach — ktoś otworzył klapę zasłaniającą wejście do piwnicy". Sir George wpadł tam i to tak fatalnie, że złamał czy zwichnął nogę. Przeleżał więc cztery