218 XIII. Gandawa to trzy razy Neapol i trochę
między tymi dwoma miastami, że tu place i klasztory pożarły mieszkania ludzi i zagęściły dzielnice mieszkaniowe L.j, gdy odwrotnie w Londynie dostrzec można, że lud zniszczył pałace i ulokował się na ich fundamentach, zmuszając szlachtę do mieszkania przy placach i (osobnych] uficadt uczyniono to jednak przyzwoicie, spłaciwszy ich, jak należy. (_.l Domy godniejszych osób mają bramy, przez które może wjechać kareta; tych jest podobno 700.
W miarę rozpowszechniania druku, pomnażania kosmografii (opisów świata) i przewodników przybywa informacjfliczbowych. Kto się w tym lubuje, zwłaszcza kto chce epatować ścisłością, może je w swej relacji umieszczać do woli. Nie są to dane, które odbiorca mógłby sprawdzić — i na tym polega ich urok. Pobudzają nadto wyob razńlęTszczegół nie gdy tyczą wspaniałych rzeczy: ^dochodow-kroiow^.kstążą^ i Kościoła, liczby rodzin arystokratycznych, liczebności armii. Świadomośćstatys-tyczna jest jeszcze w zarodku, alę_liezby te nie mają już znaczenia symbolu. Od liczb symbolicznych - 7, 1000, 100 000 (milion występuje wówczas rzadko, poza charakterystycznym wyjątkiem wysokości zadłużenia monarchii hiszpańskiej) przechodzi się do przesadnie szczegółowych. Przepisywane, czasem z błędami, przez_długig lata, dawno utraciły już sens informacyjny, jednak straszą często w relacjach z podróży. Dotyczy to zwłaszcza opisów, które opierają się na informacjach miejscowych erudytów lub uzupełnione zostały po powrocie.
Wyjątkową okazję do sprawdzenia ścisłości danych stwarzają diariusze towarzyszy księcia Cosimo di Medici, którzy w latach 1667—1669 odwiedzili kilka krajów Europy zachodniej. Diariusze, z których jeden tylko był relacją oficjalną, prowadzone były niezależnie od siebie. Pisane ku chwale księcia, miały też pomagać w opowiadaniach po powrocie. Autorzy to postacie wybitne. Markiz Filippo Corsini pochodził ze starożytnego rodu florenckiego, był późniejszym radcą stanu i ambasadorem przy dworze bawarskim; Gianbattista Gormai był nadwornym lekarzem, Jacopo Cinti — skarbnikiem orszaku, a Lorenzo Magalotti — najwybitniejszy z nich wszystkich — literatem, dyplomatą i uczonym, wytrawnym podróżnikiem (wybierze się nawet do Szwecji),
Choć poczuciem liczb Włosi wybijali się ponad europejską przeciętność, zestawienie tych zapisek nastraja pesymistycznie. Ścisłość danych, które pierwotnie skłonny byłem traktować serio, jest w oczywisty sposób nikła. W Niderlandach znajdują niewiele danych liczbowych-oderwane liczby mieszkańców sierocińca w Amsterdamie (nikt tego nie pominął), produkcja piwa (300 000 beczek rocznie); Lejda, jak sadza* ma 60 000 mieszkańców, Rotterdam 100 000, Amsterdam 300 000 ( '
mieiscu) 350000. Cdy jednak w Hiszpanii przechodzą nasi określania liczby vecios, domostw, zestawienie ich notatek S ^iki zdumiewająco rozbieżne. Autorzy nie chcą być ( [Zwiem nie poddają się magii wielkich liczb, zachowują dystans „obecniektórych informacji, pisząc: „mówiono", „około", „podobno", / jak szacują'. Corsini i trudem wierzy w 200000 dusz zamiesz-I kujących Madryt Nawet niewielkie, łatwo sprawdzalne dane fatalnie I ze sobą nie zgadzają. Przykładem liczba klasztorów. W Elvas i w Portugalii Corsini doliczył się czterech klasztorów mendykantów (tj.
! reguły franciszkańskiej i dominikańskiej) i dwóch mniszych, Cormai zal odpowiednio dwóch i trzech; w Porto pierwszy zobaczył trzy kksztory mnichów, sześć domów braci, po jednym jezuitów i kanoników regularnych, drugi zaś dwanaście klasztorów braci i cztery mnichów. Nic więc się nie zgadza.
jak wyjaśnić te niezgodności? Mają one różnoraki charakter. Cdy jeden autor pisze o 500, drugi zaś o 300 dymach, mogą powtarzać odmienne informacje, jakie otrzymali w gospodzie, kościele czy I u miejscowego notabla, ale może to — równie dobrze — wynikać I dtootna^C °bsefWacłi w*asnych- Bywają jednak różnice dziesię-
Nie należy poklepywać z lekceważeniem ludzi epoki baroku, nie umiejących określić liczby mieszkańców miasta, jeśli bowiem spróbuje-Bg ona Pitego eksperymentu, łatwo okaże się, że obycie I mi ■ „ *ciwe nas2e) epoce, również niewiele pomaga w podob-I sytuacji. Wprawdzie miasta ówczesne miały ostrzej zakreślone granice, łatwiej było objąć je wzrokiem, lecz niewielu ludzi miało pKąKo wiek orientację w wielkościach, znaczeniu liczb innych niż te, re oznaczały majątek lub cenę. Ale też współczesny nam Francuz, znalazłszy się na rynku Sochaczewa, nie określi dokładniej liczby mieszkańców niż Polak w miasteczku francuskim czy ongiś Magalotti w hiszpańskim, a może nawet każdy z nich w mniej znanej prowincji własnego kraju.
Wyraźniej niż liczba mieszkańców rysuje się przybyszowi walor miasta, jego „ruchliwość", „handlowość". Gdzie brak liczby, zastąpi ją określenie jakościowe. W stopniu, który jest nieznany naszej epoce, nie oddziela się wówczas „ilości" od „jakości ■
.Barcelona - pisał w roku 1501 Antoine de lalamg dworzanin Filipa Piekneeo - iest miastem bardzo dobrym. To miasto bardzo handlowe,
,-sS.-,b, h ukowane, jego ulice proste, domy piękne i wysokie, dobrze wy J^.er)ja j pejne niewiast bardzo dostojnych i uroczych", wszystkie z na urok kobiecy, czyni swoistą miarę z dam.
Ten autor, wr