XIV. Wielkie oczekiwania i codzienne wrażenia
jeden z najważniejszych problemów, o których wypada mi pisać w związku z turystyką, z trudem daje się ująć i określić. Co składało się na zespół codziennych wrażeń i opinii podróżnych o zwiedzanych przez nich stronach? Czym pod tym względem różnili się od swoich następców w wieku XX?
jak w innych sferach odległych porównań chronologicznych, tak i w tej ów drugi człon porównania wzbudza wątpliwości. Im dłużej się zastanawiać, tym trudniej określić, jaki mianowicie jest .typowy* współczesny nam turysta, z kim mamy porównywać owych ludzi renesansu i baroku
Czego zatem szuka dzisiejszy turysta-podróżny? Widoku spraw dobrze znanych, ludzi czy nowych krajobrazów? Chce poznać żyde innych narodów czy utwierdzić się w przekonaniu, źćfjest ono niewiele warte? Szuka emocji, rzeczy nieznanych czy też raczej uważa, że „najlepsza niespodzianka to bez niespodzianek*? Chce — ogólnie mówiąc - utwierdzić się w swych mniemaniach i zwyczajach czy odpocząć od nich, poznać inne?
Pomijam tu sprawę, która tak silnie zaznaczyła się w instrukcjach: podróż ma człowieka udoskonalić! Wiemy jednak z doświadczenia własnego i naszych przodków sprzed stuleci, że ma to być przede wszystkim rozrywka: godziwa, to prawda, ale głównie ucieczka od codzienności.
Ujmijmy sprawę w ten sposób: w naszych czasach, kiedy ruchliwość ludzi wzrosła szybciej niż jakiekolwiek inne wskaźniki, zaznacza się niewątpliwie wielka różnorodność postaw i trzeba by szkicować wiele odrębnych typów podróżnego. Kształtują je zarówno cechy osobowości, jak warunki życia i kierunek ruchu. W XVI i XVII stuleciu grupy ludzi uprawiających turystykę w najszerszym sensie były mniej liczne, ale czy różnice cywilizacyjne w obrębie Europy, między krajami macierzystymi podróżnych, nie zaznaczały się silniej niż dziś?
Wszystko to może zachęcić do badań historyka kultury —potencjalnego autora nowego eseju o obyczajach — niewątpliwie jednak utrudnia bardziej systematyczne ujęcie zagadnienia.
^•^jpwałaP00
GSgLa iródeł. z których korzystam, nie udziela na to żadnej f5^Verabianepo powrocie, uzupełniane lekturą krajoznaw-^ P zniekształcone przez usterki pamięci, literackie relacje jj SKju służyć jako przewodniki, ale niewiele mówią o przeży-"di turystów i ich doraźnych zainteresowaniach, pach ^wnioski wyciągnąć można z motywów, dla których udawali
.„drogę-
Trudno nam dziś pojąć, jakie problemy sumienia budzić mogła (JeCyzja podróży. Najlepiej znamy to w związku z pielgrzymkami, o których pisaliśmy tu niewiele, stanowią bowiem problem odrębny. Otóż u progu omawiane j epoki, około roku 1480 dominikanin z Ulmu, brat Feliks Fabri, zapragną odwiedzić Ziemię świętą. Ponad tysiąc nocy -jak pisze —rozmyślał nad tym, pytał ludzi doświadczonych i roztropnych. Zwrócił się do bywałego pielgrzyma-szlachcica (w Górnych Niemczech szlachta i patrycjusze miast pielgrzymowali wówczas nader często). „Ów — czytamy — z wielkiego wzruszenia serca swego wybuchnął: »Otóż wiedz, bracie, z całą pewnością, że gdyby mnie wiek starczy nie przytłoczył, nikt nie mógłby mnie zniechęcić do odbycia zamierzonej peregrynacji*". Dominikanin spytał z kolei Cza zezwoleniem przeoryszy) pewną siostrę zakonną. „Ta zaś odrzekła, niezwykłą okazując wesołość: »Prędko, prędko idźcie w drogę zamierzoną, próżno dłużej nie zwlekajcie, a niech Pan będzie towarzyszem waszej wędrówki*".
Owe radosne wzruszenia, ale także i lęki, znamionują epokę poprzedzającą wielki Ina ówczesną miarę) ruch turystyczny XVI wieku, w którym motywy edukacyjne czy dewocyjne wiązały się ściśle z najszerzej rozumianą ciekawością świata. Długo jeszcze będzie się szukać „godziwych” powodów; pretekstów, by bez zgorszenia móc ruszyć w świat. Trudno się temu dziwić, choćby dlatego, że ryzyko podróży było znacznie większe niż dziś, a hazard budził zgorszenie.
Wielekroć tu przeze mnie chwalony sekretarz nuncjatury Gacomo Fantuzzi znalazł motywację religijną na owe czasy szczególną. Zaplanował swoją podróż powrotną Cl652) bardzo poważnie, ambitnie