wsrrąp
te tragizm w Lalce nic przemienia się w rozpacz. Nie sugeruje pistrt wprawdzie, że polska prowincja przemienia się w Zasławek, a ! Wtftitwt przybliża się ku Paryżowi: po śmierci prezesowej zachmurza I się nad Zaslawkiem, Warszawa zaś oddala się od Paryża, gdy na SsttONBOwe pytanie przy umarłym Ignacym Rzeckim: „Któż tu w końcu j •ostanie?” |słyszymy złowieszcze: „My!” Maruszewicza i Henryka j Ssłangbauma. Co więcej - kończy się powieść bolesną zadumą i milczę-*| ■ mcm. „Ochocki milczał”. Milczał wobec tajemniczego majestatu śmier- 1 a, wobec ounacałności kresu ludzkiego istnienia. Milczał rozpamięty-J i wanien słów poety sprzed dziewiętnastu stuleci, który „nie wszystek umarł” i teraz swoim dumnym zdaniem wstawiał się za Ignacym Rseckim. I milczał, bo wybierał się - mimo wszystko, mimo Szumano- 1 w ego wątpienia w uczciwość i mimo własnych doznań marności człowieczego losu jednostkowego - do Paryża. On, mędrzec, którego Prus uczynił światełkiem w mroku finału, wie, że choć ludzie są przeraźliwie bezbronni wobec nieuchronnego kresu i wobec własnego serca, to przecież mogą znośniejszym uczynić swój byt na ziemi, broniąc Zasławka i wydzierając przyrodzie jej tajemnice.
Czy stanowi to przeciwwagę dostateczną fali smutku, która zasnuwa ostatnie karty Lalki i dopełnia goryczy wzbierającej dużo wcześniej? 'Chyba nie stanowi Prus chciał, by powieść ta pozostała w pamięci' czytelnika obrazem dramatu społeczności, która nie zdołała „wybić się” na nowoczesność, dramatu kraju, który nie staje się ziemią nadziei i trwa w niepokojącym stanie impasu, kraju, w którym jest duszno nie tylko od niewoli, lecz i od miazmatów produkowanych przez własną jego elitę i społeczną i własną tradycję.
Lalka jest przejmującą, bezlitosną diagnozą tego stanu - i zaproszeniem czytelnika do odpowiedzialności za przyszłość.
XIIL Z DZIEJÓW RECEPCJI
Krytycy pozytywistyczni, którzy po ukazaniu się w 1890 roku edycji książkowej pisali o Lalce sporo, byli „u siebie w domu”, kiedy przychodziło im omawiać powierzchniowe warstwy realizmu Prusa owe
obrazy i obrazki „z życia wzięte”, oraz związane z nimi przesłania dydaktyczne, pokrewne przesłaniom felietonistyki tygodniowej. Tu uznawali i pochwalali talent autora, wiedzieli, o co mu chodzi, i sądzili, że nie przekracza swoich kompetencji. Przekracza je - pisali - gdy wysila się na wielkie kreacje w rodzaju Wokulskiego i panny Izabeli. Pogubił się zwłaszcza przy postaci Wokulskiego, tworząc niedorzeczną krzyżówkę Herkulesa z Adonisem (tak to określał Świętochowski90) czy-jak mniemał Chmielowski91 - nieprawdopodobny zlepek dojrzałej rozwagi energicznego kupca ze studencką, wręcz żakowską rozlazłością uczuciową, tym bardziej rażącą, że przypisaną mężczyźnie 46-letniemu. Zarzuty tego rodzaju wraz z koronnym obwinieniem o złą kompozycję zaświadczają po latach niegotowość krytyki pozytywistycznej do przekroczenia progu „małego realizmu” i jej przygłuchnięcie na metaforę, symbol, a przede wszystkim na problematykę tragizmu i zgryzot egzystencjalnych. Ci zaś spośród pierwszych recenzentów, którzy odczytywali Lalkę jako wielką metaforę, obruszali się-jak Kazimierz Ehrenberg i Antoni Lange93 - na pesymizm, niewiarę w społeczeństwo i przyszłość (Ehrenbergowi kojarzyło się to z przyrastaniem „nihilizmu” i dekadenckiej apatii w literaturze).
Do grupy tych pierwszych recenzentów Lalki, którzy witali w niej arcydzieło, należeli - co jest symptomatyczne - pisarze starszego pokolenia, wspomnieniami młodości oparci o romantyzm: Teodor Tomasz Jeż (urodzony w 1824 roku) i Waleria Marrene'-Morzkowska (urodzona w roku 1832). Staroświecka terminologia szkicu Jeż a niezbyt celnie oddawała właściwości Lalki (chwalił ją jako „utwór na wskroś i wyraźnie tendencyjny”, rozumiejąc przez tendencję - jak przed laty - demokratyczną ideowość), ale nie ulega kwestii, że ten rówieśnik Rzeckiego, przyznający się zresztą do pobratymstwa z eks-powstańcem węgierskim, poznał się na klasie tego pisarstwa: „Porównywając Prusa z przodownikami piśmiennictw nadobnych obcych, nie znajduję ani jednego -ani
w A. Świętochowski, op. cit., s. 374.
91 P. Chmielowski, op. cit.y s. 167-170.
92 K. Ehrenberg, op. cit., s. 196-202.
95 A. Lange, op. cit., s. 213.