ADIUTANT — Pan naczelnik rzeczywiście ma rację, jestem jego byłym więźniem. Fakt, że rozpoznał mnie w mundurze i ze zmienionym zarostem, przynosi zaszczyt jego spostrzegawczości zawodowej, jego kwalifikacjom.
Nap.tfj.ntk Policji — Bez impertynencji!
Adiutant — Istotnie, jestem byłym więźniem pana naczelnika. ale pan naczelnik zdaje się zapominać, że podpisałem akt wiemopoddańczy i zostałem zwolniony. (<do Naczelnika) 0 tym wszystkim jego ekscelencja jest doskonale powiadomiona.
GENERAŁ — Niech się pan uspokoi, naczelniku. Rzeczywiście, jestem o tym doskonale poinformowany. Sam więc pań widzi, że jeżeli przedstawiam porucznika jako eksperta od spraw walki z działalnością wywrotową, to nie bez uzasadnienia.
Naczelnik Policji — Ale ta bomba... bomba... Mam ją jeszcze w szufladzie.
GENERAL — Mój drogi naczelniku! Każdy musi kiedyś rzucić jakąś bombę na jakiegoś generała. Tego wymaga organizm. Im wcześniej kto przez to przejdzie, tym lepiej. Co do mnie, obdarzam mojego nowego adiutanta najpełniejszym zaufaniem właśnie dlatego, że on ma to już poza sobą. Tylu jest jeszcze takich, którzy dotąd nie zaspokoili tej naturalnej potrzeby... Niech pan się nie obraża, że zapytam, czy rzucał pan kiedyś bombę na jakiegoś generała?
Naczelnik Policji — Ekscelencjo!
General — A widzi pan. Ja też nie. Pod tym względem, proszę mi wybaczyć, mam większe zaufanie do mojego adiutanta niż do pana czy nawet do siebie samego. Zapewniam pana, że w pańskim planie pracy powinna się znaleźć, o ile chce pan uchodzić za wzorowego szefa policji, również dbałość o to, żebym kiedyś nie rzucił bomby sam na siebie. Czy pomyślał pan o tym?
Naczelnik Policji — Nie, panie generale.
GENERAŁ — A widzi pan. Niech pan pomyśli. Osoba generała jest własnością państwa i rządu, a nie jednostki, która tę rangę piastuje. Każde więc usiłowanie tego rodzaju, nawet z mojej strony, musiałoby być zakwalifikowane jako zamach na szczebel wojskowy, a więc pośrednio na państwo. A gdyby kiedyś pan
musiał mnie za to aresztować — to fakt, że dzisiaj zwracam panu na to uwagę, czyli niejako donoszę, czyli do pewnego stopnia dostarczam szefowi policji poufnej informacji — niech wtedy będzie dla mnie okolicznością łagodzącą. To tak, na wszelki wypadek. (Naczelnik Policji podrywa się na baczność) Wracając do osoby tu obecnego porucznika, powiem panu więcej. Wstąpił do służby niedawno, przyszedł do nas z pozycji co najmniej skrajnie nam przeciwnych, a już osiągnął rangę oficerską. Nie bez zasług oczywiście. Należy mu tylko pogratulować zapału i pracowitości. My, panie naczelniku, stara gwardia, mieliśmy to w sobie niejako rozłożone na raty, w nim — miłość do rządu jako takiego wybuchła nagle świeża i czysta, co więcej — skompresowana przez długie lata jego poprzedniej działalności antyrządowej. Co się tyczy jego obecnych kwalifikacji, to nie wątpi pan chyba, że na zwalczaniu tejże działalności zna się teraz jak nikt. A więc, okazując mu niechęć, może się pan tylko narazić na bezpodstawny, w to nie wątpię, zarzut zazdrości z powodu jego błyskotliwej kariery.
Naczelnik Policji — Oświadczam, panie generale...
GENERAŁ — No dobrze, już dobrze... Przywiozłem go specjalnie, bo wiedziałem, że czeka nas ciężka przeprawa z tym oto wrogiem naszego (na baczność) Infanta i Jego Wuja Regenta. Przekona się pan, że będziemy mieli na co patrzeć. Może zaczniemy? (zajmując miejsca, rozsiadają się do przesłuchania. Pewne ożywienie jak przed przedstawieniem) Pan ma głos, panie poruczniku.
Naczelnik Policji — Pozwolę sobie zauważyć...
Generał — Znowu pan zaczyna? A wstyd, ta niechęć do młodych musi nam się w końcu wydać podejrzana.
Adiutant — Obawiam się, że czeka pana zawód, ekscelencjo, nie mówiąc już o panu naczelniku policji. Sprawa jest krótka i jasna.
Naczelnik Policji — Tak pan sądzi, młody człowieku?
Generał — Mnie również wydaje się, że pan przesadza. Wiemy, że na skutek niesłychanej perfidii i przebiegłości oskarżonego nie mamy przeciw niemu żadnych dowodów rzeczowych. O rozmiarach jego działalności podziemnej świadczy okrzyk dotyczący naszego (wstają) Regenta, Wuja naszego Infanta, który