Zdawałoby się tedy, że uczony-erudyta jest istot-nie najodpowiedniejszym człowiekiem do udzielenia przyszłemu praktykowi tego zasobu wiedzy pewnej łub wysoce prawdopodobnej, którego tenże będzie potrzebował w późniejszym życiu. Tego też od niego się żąda i to mniej lub więcej — zwykle więcej — sumiennie i starannie czyni on jako profesor. W systematycznym ukiań7if podręcznikowym udziela on studentom ekstraktu swej nauki w postaci najpewniejszych i najbardziej zasadniczych spomiędzy uznanych już prawd, o ile mu pozwalają środki pomocnicze i liczba studentów, uczy ich w seminariach i laboratoriach na przykładach, jak odtwarzać logiczny związek tych prawd oraz stwierdzać je doświadczalnie przez powtarzanie eksperymentów i obserwacji, które posłużyły do ich odkrycia i ustalenia. Potem student zdaje egzamin z tego, co się nauczył, i idzie w świat z dyplomem, stwierdzającym jego przygotowanie.
I cóż się okazuje? Przede wszystkim wiadomo, że już do egzaminu nauczył się tylko części tego, czego go uczono; każdy profesor zdaje sobie sprawę, że nie może przy egzaminie wymagać, aby studenci naprawdę znali wszystko, co według programu znać powinni. Dalej, z tego co umiał przy egzaminie — przeciętnie około połowy zapomina po roku lub dwóch. Dalej, z tego co pamięta — znacznej części bądź nie ma „o-kazji”, bądź nie umie w ogóle zużyć praktycznie. A za to przekonuje się, że nie wie nic o wielu prawdach, które byłyby mu praktycznie potrzebne. Najczęściej rezygnuje w ogóle z użytkowania nauki, prócz nielicznych formułek i pojęć, natomiast wprawia się w rozwiązywanie zagadnień praktycznych według schematów, ustalonych tradycyjnie przez ludzi doświadczo-
. Obecną rola wzowoo poi*#*,
~ ————.— . 227
oych i rutynowanych. Znacznie rzadziej uczy ** na nowo, zdobywając stopniowo własnym te prawdy naukowe, które mu są potrzebne, wraz z u-miejętnością ich stosowania do najważniejszych swych problemów praktycznych.
Co to znaczy? Czy winna jest nieumiejętność pedagogiczna profesora, czy lenistwo studenta, czy brak dostatecznego kontaktu między profesorem i studentem? Sprawa sięga daleko głębiej. Oto związek logiczny prawd w systemie naukowym jest zupełnie niewspółmierny z tym związkiem, który człowiek czynu musi samodzielnie stworzyć między prawdami naukowymi, gdy chce je zużyć do rozwiązania zagadnienia praktycznego. Przebieg działania praktycznego w jakiejkolwiek dziedzinie kultury ma własną swą prawidłowość, odmienną od prawidłowości teoretycznej. Praktyka nie jest stosowaniem systemów naukowych, tylko użytkowaniem prawd naukowych jako narzędzi praktycznych. W każdej sytuacji praktycznej z całego wielkiego zasobu prawd danej nauki potrzebne są tylko niektóre, i człowiek czynu musi umieć je szybko i skutecznie wybrać i powiązać w odniesienia do tej sytuacji — wybrać i powiązać nie według zasad logicznej struktury systemu naukowego, lecz właśnie według zasad praktycznej sprawności: technicznej, e-konomicznej, społecznej itd. Co więcej, w konkretnej, nie przygotowanej sztucznie sytuacji życiowej potrzebuje on zawsze prawd nie z jednego systemu naukowego, lecz z kilku lub kilkunastu, nie stanowiących logicznej całości Gdy chodzi np. o konkretne zagadnienie zbudowania mostu na rzece, którego rozwiązanie wymaga umiejętnego wyboru miejsca, uzyskania pieniędzy lub kredytu, nabycia materiałów i narzędzi.