XXVII! HISTORIA ŚLIMAKA
Dzięki temu zasoby stale się powiększały, a w przyj** Ślimaka stanowiły nawet równowartość jego grUn, (s. 255) k]
Nie świadczy to zresztą o skąpstwie chłopów. Slin*^ wie goszcząc mierniczych lub bakałarza zdobywali się * staropolski gest nieprzyjmowania zapłaty za posiłki.
Cechowała ich w ogóle serdeczność i życzliwość — cnoty chrześcijańskie przypominane ciągle przez miejscowej kaznodzieję. Ślimakowie traktowali najmitów niemal jak członków rodziny, zaopiekowali się znajdą, a Ślimak, wy. pędzi wszy w gniewie i rozpaczy Owczarza (po utracie koni), opanowany został po jego śmierci przez wyrzuty sumienia i korzył się przed Bogiem w poczuciu winy. Było to odczucie powszechne: Ślimaka potępiła cała wieś, pożar potraktowała jak karę bożą i nie przyszła pogorzelcom z pomocą. Inna sprawa, że cnoty chrześcijańskie zostały przez chłopów zrozumiane zupełnie opacznie i surowo osądzone przez Hamera.
Żyliby więc „po bożemu” i znosili spokojnie swój los, gdyby sprzedaż dworu nie zachwiała odwiecznym porządkiem rzeczy.
„Dobry pan”. Wiadomości o dziedzicu i jego środowisku nie są w Placówce wystarczająco bogate. Poświęcił mu wprawdzie Prus trzy duże sceny, ale są one niemal symboliczne i tym samym skąpe w rzeczowe informacje.
Nie znamy nawet jego nazwiska. Ze sceny balowej dowiadujemy się, że miał na imię Władysław, ale jego żona i szwagier pozostali nadal bezimienni.
Należał do rodziny posiadającej ten majątek „od dziada pradziada”. Można domyślać się, że w powstaniu styczniowym udziału nie brał, że uwłaszczenie przeprowadził bezkonfliktowo, a równouprawnienie i demokratyzację życia społecznego przyjął bez oporów, starając się nawet tlcowo aktywnie uczestniczyć w tych procesach.
Pewien wpływ na jego demokratyzację wywarło zapewne środowisko warszawskie. Stamtąd pochodziła młoda żona — córka bogatego arystokraty, jak można sądzić, osiadłego od dawna w Warszawie. Rodzina ta akceptowała hasła pozytywistyczne, według których ziemiaństwo i szlachta powinny pełnić misję cywilizacyjną na wsi, propagować ideę „pracy organicznej” i dźwigać z upadku „nasz biedny kraj”. Warszawska arystokracja nie znała jednak realiów wsi polskiej, jej demokratyzm przerodził się w chłopomanię jako zespół wyobrażeń i iluzji nie mających większego związku z rzeczywistością. Karykaturalną formę tej chłopomanii zaprezentował w Placówce „szwagierek” — pośmiewisko chłopaków wiejskich, podejrzany o wrogie knowania przez nieufnego wobec szlacheckich „apostołów oświaty” 24 Ślimaka.
Dziedziczka — siostra niewydarzonego „apostoła”, również przychodziła z życzliwą pomocą do zagród wiejskich, chciała nauczać dzieci, ale jej zapały ostygały coraz bardziej przeradzając się w niechęć do całego środowiska. To właśnie ona zaczęła namawiać męża do sprzedaży majątku i przeniesienia się do Warszawy — do świata, z którego się wywodzi i w którym wyrosła.
Stosunek dziedzica do chłopów nacechowany był zatem po uwłaszczeniu życzliwością i dobrą wolą. W czasie przetargów o skasowanie serwitutów powiedział: „Żyjmy teraz zgodnie po sąsiedzku, oddawajmy sobie usługi” (s. 51). W ramach tych usług wynajmował chłopów do pracy dając im możność zdobycia dodatkowych zarobków, był tolerancyjny wobec drobnych nadużyć, w razie potrzeby sprzedawał paszę, w interesach nie oszukiwał. „Dobry
24 Temat ten podejmuje Prus w Kronikach (oprać. Z. Szweykowski, Warszawa 1953—1970), t. VI, s. 43.