XXX historia sumaka
XXX historia sumaka
XXXI
pan — myślał Ślimak — prędzej sam straci, niżby i miał skrzywdzić” (s. 52). »
Postawa chłopów wobec dziedzica wyrażała jednak * le obaw i podejrzliwości. Nie wierzono w całkowite aŁ nanie stanów: „Co my tam za sąsiedzi. Jaśnie pan topg. a chłopi to chłopi” (s. 51). Ślimak ubiegając się o wyd^,' żawienie łąki pamiętał ciągle o zadawnionej wzajem* niechęci: „chłop panu, a pan chłopu zawsze musi robić a, przekór” (s. 51). Jest przekonany, że panowie „okruty zmawiają się” na jego krzywdę i dlatego nie chce kupj łąki po zniżonej cenie. „Chcieliśta chłopa oszwabić, ale | on swój rozum, ma!...” (s. 69). Nie bojaźń przed żoną, |j sądził dziedzic, a nieufność wobec dworu zdecydowali o odrzuceniu korzystnej oferty.
W scenie tej uwidoczniła się również bezgraniczna g. garda dla chłopów ze strony dziedzica, który utraci! I wszelkie złudzenia co do ich wartości oraz wiarę w możliwość pokonania barier społecznych i kulturowych. Dziedzic nie może znaleźć z chłopami wspólnego języka, zrozumie ich mentalności, jest w tym świecie zupełnie obcy — wygrywa na „organie amerykańskim” nie znane im melodie, mówi po francusku, spożywa pokarmy takie „paskudne-żeby pies wypluł” (chodzi o pomarańcze).
A miał wszelkie dane po temu, by z pożytkiem dla społeczeństwa i kraju pełnić swoją misję. Nie należał bowiem do legionu „wysadzonych z siodła” zaludniających tłumnie ówczesną literaturę (bankrutem u Prusa był m.in. pan Jan z Anielki — ojciec tytułowej bohaterki). Zupełnie dobrze sobie radził z prowadzeniem majątku liczącego według szacunku chłopów około tysiąca morgów (ponad pięćset hektarów). Miał zapewne dobrych rządców, racjonalnie gofr podarował ziemią, stosował maszyny rolnicze, prowadzi! hodowlę opartą o własną paszę wysokiego gatunku. Przy ^Większym zainteresowaniu majątkiem mógł świecić chło-
I,DOBRY PAN"
pom dobrym przykładem i czuwać nad pomyślnym rozwojem wsi, która niegdyś do niego należała. Ale zniechęcenie do chłopów, wielkoświatowe tęsknoty i aspiracje odciągały go od „patriotycznego posłannictwa” i skłoniły do lekkomyślnej sprzedaży ziemi. Został przypuszczalnie, jak jego teść, rentierem utrzymującym się w Warszawie z procentów od kapitału. Nie znamy dalszych jego dziejów, ale można wątpić, czy te procenty z około osiemdziesięciu tysięcy rubli wystarczą na zabezpieczenie życia w stylu arystokratycznym; czeka go prawdopodobnie los Tomasza Łęckiego. Tak czy owak pomnoży szeregi klasy pasożytniczej, tracąc te wszystkie wartości, którymi legitymowali się niegdyś jego przodkowie.
Placówka zawiera nader charakterystyczne obrazy owej społecznej i moralnej degeneracji szlachty.
W scenie kuligu przewija się przed Owczarzem orszak rozbawionych panów — rycerzy, senatorów, magnatów, dostojników kościelnych i legionistów. Ale to tylko przebierańcy; „już dziś ich nie ma” — konkludował parobek, wnuk żołnierza napoleońskiego.
Szlachta utraciła swoją tożsamość, znaczenie i rangę w życiu narodowym, sprzeniewierzyła się swoim zadaniom — gotowości do duchowego i moralnego przywództwa oraz do obrony ojczyzny. Nieprawdziwe jest również bratanie się z ludem; tańczący w korowodzie kowale, kominiarze i chłopi — to także przebierańcy.
Scenie kuligu towarzyszy atmosfera zdrady narodowej, szlachta bowiem tańczy przy dźwiękach poloneza Ogińskiego, a każdy czytelnik wtedy wiedział, że polonez ten nosił znaczący tytuł Pożegnanie ojczyzny, że jego melodia sugeruje ucieczkę szlachty z placówki narodowej.
Scena balowa pogłębia to odczucie. Dziedzic w stroju krakowskim sprzedaje podczas tańca majątek, byle komu,