formuła oboczna „z godnością”. Słowa te powtarzano setki razy w ciągu całego miesiąca. Tak np. pisała „Trybuna Ludu”:
Chodzi o to, aby zwierzchnik państwa kościelnego dwa tygodnie przed wizytą był podejmowany w swojej ojczyźnie z prawdziwą polską gościnnością oraz godnością, jaka przystoi naszemu narodowi i jego kulturze.12
Nie jest to jednak dziwny przejaw perseweracji i ubóstwa językowego, które uniemożliwia posługiwanie się synonimami i wyrazami bliskoznacznymi. Jest to świadomie założona gra językowa, charakterystyczna dla dyskursu propagandowego.
„Godnie” i „z godnością” to słowa wieloznaczne — i przez tę wieloznaczność dla dyskursu propagandowego użyteczne. „Godnie” «*-. odwołuję się do Słownika Doroszewskiego—znaczyć może: stosownie do godności osoby przyjmowanej, ale także: z poczuciem własnej wartości i dumy, a więc w sposób, który nie przekraczałby pewnych granic, spokojnie, z umiarem. Zdania podobne do tego, które zaczerpnąłem z „Trybuny Ludu”, nie tyle więc namawiają do serdeczności, ile ostrzegają przed jej nadmiarem. Z wielu względów nie można było tego robić otwarcie, czyniono więc to w sposób pośredni i zawoalowany. Zwłaszcza w artykułach przygotowujących społeczeństwo do wizyty papieskiej „godnie” i „z godnością” znaczyło przede wszystkim: spokojnie, bez ekscesów, bez wyskoków. Te właśnie konotacje słowa wysuwały się na plan pierwszy, przytłaczając znaczenia podstawowe. Operowanie tym wyrazem miało także inne cele: programować, a zarazem — opisywać reakcję polskiego społeczeństwa. „Godnie” i „serdecznie” niejako zakreślały granice oficjalnie dozwolone, wyznaczały emocjonalną temperaturę, w jakiej wizyta miała przebiegać. Ani razu nie padają słowa „z radością” czy „z entuzjazmem”, tak jakby w języku polskim nie istniały.
„Godnie i serdecznie” przyjmuje Papieża nie tylko społeczeństwo, także — władza. I tu następny zlepek słowny z obowiązującego rozdzielnika: „władze i społeczeństwo”. Wyrazy te padały z reguły w tej kolejności, nawet gdy chodziło o władze lokalne odwiedzanych przez Papieża miejscowości (ich przedstawiciele zawsze byli wymieniani z imienia i z nazwiska, podczas gdy ogromna większość osób, odgrywająca taką czy inną rolę w wydarzeniach, pozostawała anonimowa). Operowanie słowem „społeczeństwo” wydaje się charakterystyczne. Również dlatego, że w propagandzie gierkowskiej odgrywało ono rolę minimalną, posługiwano się nim rzadko, wręcz go unikano. Wiosną 1979 słowo to przypomniano, mimo że przedtem
12
M. Kuszewski Przez pryzmat interesu Polski.
dominowała tendencja do mówienia o narodzie, państwie, a także—ludności, pjjypomniano nie bezinteresownie. Przede wszystkim używano słowa uicinal zawsze w zespoleniu z wyrazem „władze”. To one wraz ze jpołeczeństwem stanowiły jakby jedną stronę, po drugiej stronie znajdował || przyjeżdżający do ojczyzny Papież. Społeczeństwo oznaczało ogólnie wszystkich Polaków, którzy godnie i serdecznie witają głowę państwa watykańskiego, tak jak by witali każdego powszechnie szanowanego przywódcę. Społeczeństwo nigdy nie wchodzi z Papieżem w bezpośredni kontakt, stanowi abstrakcję. W prasie oficjalnej niemożliwe byłoby zdanie mówiące, że Papieża witało wzdłuż trasy przejazdu społeczeństwo (Warszawy, Częstochowy, Krakowa itp.), nie społeczeństwo brało też udział w uroczystościach religijnych. I jedno, i drugie czynili jedynie wierni lub wierni i duchowieństwo13. Kiedy więc była mowa o bezpośrednich kontaktach polaków z Papieżem, padało słowo „wierni” (oczywiście z wyjątkiem oficjalnych spotkań z przedstawicielami władz). Podział na społeczeństwo i wiernych przestrzegany był z żelazną konsekwencją. Miały to być dwa różne, odseparowane od siebie światy.
Osobna sprawa to operowanie słownictwem związanym z religią. Jak już wspomniałem, stosunek propagandy do religijnego wymiaru podróży-pielgrzymki nie był jednoznaczny. Początkowo ujawniała się tendencja, by unikać takich słów jak „nabożeństwo” czy „msza”. Przykładem najbardziej znamiennym były formuły w rodzaju „uroczystości przy Grobie Nieznanego Żołnierza” czy — rzadziej — „uroczystości na placu Zwycięstwa”; sformułowania takie miały sugerować, że chodzi tylko o składanie wieńców, a więc rytuał obserwowany w trakcie każdej wizyty dyplomatycznej. Tendencja ta obowiązywała tylko na samym początku podróży, później asortyment został powiększony—i takie słowa jak „msza”, „nabożeństwo , „uroczystości religijne” wróciły do łask. Prawdopodobnie wynikało to z konieczności językowych, gdyż bez tych wyrażeń trudno byłoby tworzyć nawet stylizację faktograficzną.
Słowa reglamentowane to przejaw manipulacji językowej szczególnie dobitny i wyrazisty. Służą one bowiem komponowaniu jednoznacznej izarazem jedynej, obowiązującej i nie podlegającej dyskusji wersji wydarzeń. Manipulacja ujawnia się tutaj już na etapie przedwstępnym, cele propagan-dowe określają operowanie jednostkami elementarnymi, samym tworzywem, z którego budowane są wypowiedzi. Przydzielanie wyrażeń ma z góry wyeliminować możliwość różnorodności, a więc treści nieprzewidzianych
n Przykładowo: „Pozdrawiany przez wiernych, Papież przejechał odkrytym samochodem do katedry na Wawelu, gdzie u jej bramy nastąpiło liturgiczne powitanie przez kapitułę metropolitalną” („Trybuna Ludu” nr 131 z 7 VI 1979).
77