społeczne rzesze odbierane będą właśnie w kontekście tego języka, że język ów — narzucany z wielką siłą i wszelkimi sposobami — oddziaływa na świadomość językową lub wręcz ją określa. Faktu tego Papież nie mógł nie wziąć pod uwagę — toteż wszystkie jego wypowiedzi z pierwszej dekady czerwca 1979 można interpretować jako wynik świadomej i przemyślanej decyzji językowej.
W improwizowanym przemówieniu na Wzgórzu Lecha, adresowanym do młodzieży, Jan Paweł II powiedział żartobliwie: „ Skoro jestem w tym kraju, trzeba mówić językiem tego kraju”29. Przedmiotem tej wtrąconej uwagi była formuła „zamówienie społeczne”. Nie tylko jednak do niej uwaga ta się odnosi. Streszcza się w niej podstawowa idea papieskiego w Polsce mówienia: nie należy unikać słów, które zostały zniekształcone przez różnego rodzaju manipulacje, słów nadużytych i znaczeniowo zdeformowanych, słów, które w propagandzie odcięte zostały od swych tradycji i zaskorupiały w sloganowych formułach. W istocie Papież nie zlekceważył faktu, że mówi w kraju, w którym głównym językiem publicznym jest nowomowa, nie wziął jej w nawias, nie przeszedł obok niej do porządku. Jej istnienia nie mógł nie zauważyć, ale też nie mówił tak, żeby jego słowa od razu wyraźnie się od niej różniły, nie szukał formuł, o których z góry byłoby wiadomo, że do niej nie należą. Mówił współczesnym polskim językiem — i podjął wielkie ryzyko językowe, i nie tylko językowe. Niewykluczone wręcz, że podjął świadomą polemikę językową — po to, by słowom przywrócić ich tradycyjne znaczenia, by za ich pomocą mówić o tym, o czym się nowomową nie mówi.
Spójrzmy na przemówienia papieskie jako na jeden z najdonioślejszych elementów procesu — jak widać z dzisiejszej perspektywy — o wiele szerszego: procesu rewindykacji językowych. To wszystko, co Jan Paweł II w Polsce powiedział, interpretować można również jako przejaw swojego rodzaju walki o język. Jak już wspomniałem, nie unikał on słów czy nawet formuł, które przywłaszczyła sobie propaganda. Używając ich, przywracał im często tradycyjne znaczenia, te, które w dziejach polskiej świadomości odegrały dużą rolę, odbierał więc status frazesu temu, co w frazes zostało przemienione. Odbudowując tradycję, przywracał słowom ich właściwy sens, odświeżał to, co stało się skamieliną. Odważył się mówić o patriotyzmie, narodowych dziejach, kwestiach moralnych, problemach politycznych i społecznych także słowami, które zostały skorumpowane. Podkreślam: odważył się, gdyż był to akt połączony z dużym ryzykiem. Z ryzykiem nieporozumienia, a więc niewłaściwej recepcji ze strony słuchaczy, a także — z ryzykiem ułatwienia propagandzie manipulacji wypowiedzianymi
29
Jan Paweł II na ziemi polskiej, wyd. cyt., s. 56.
t 0, ryzykiem tego, co nazwałem narzucaniem tożsamości. Podjęcie r jyzyka wydaje mi się jednym z najdonioślejszych społecznie momentów ^nieskiego przemawiania; rewindykacje językowe stały się sprawą nie l^yeznych rozważań, ale samej praktyki językowej. Różność w wielu ujawnia się przez pozorną tożsamość. Odpowiedzią na język ^jjpulowany stała się—pozwólmy sobie na ten neologizm—demanipula-. pemanipulacja tego typu, na jaką mógł się zdecydować mówca Najwyższym autorytecie moralnym, którego o posługiwanie się nowomową Lądzie nie sposób.
p Wypowiedzią dla tych rewindykacji językowych najważniejszą wydaje się --mówienie w Belwederze, także dlatego, że — obok mowy powitalnej było najszerzej rozpowszechnianym, a więc najłatwiej
wstępnym tekstem Papieża. Pozostawmy na uboczu styl dyplomatyczej kurtuazji, oczywisty i nieuchronny w tego rodzaju przemówieniach. Ważne u«t przede wszystkim to, iż mowa ta stanowiła odpowiedź na przemówienie Gierka, zarysowujące sielankową wizję współczesnej Polski, w której z£>sta)y rozwiązane fundamentalne problemy narodowe — sprawiedliwych granic, trwałych gwarancji niepodległości, suwerenności i bezpieczeństwa, opartych na niezawodnych sojuszach, a przede wszystkim na sojuszu, przyjaźni i współpracy ze Związkiem Radzieckim. Podstawowe przemiany społeczne, uprzemysłowienie i urba-nizacja zapewniły najszerszym rzeszom ludowym, całemu narodowi awans cywiliza-Cyjny i kulturowy, nowe godne warunki bytu, otwierające szerokie perspektywy rozwojowe.
Papież nie polemizuje z tą idylliczną wizją historii spełnionej. Więcej - sugeruje, iż przyjmuje ją za dobrą monetę. I posługuje się tymi samymi słowami, które padały w alokucji Gierka. Mówi jednak co innego. Wystarczy przypomnieć takie zdania, jak: „racją bytu państwa jest suwerenność społeczeństwa, Narodu, Ojczyzny...”30 czy: „wszelkie formy kolonializmu politycznego, gospodarczego czy kulturalnego pozostają w sprzeczności z wymogami ładu międzynarodowego”31. Na spotkanie w Belwederze można spojrzeć jak na wielką dramatyczną scenę, której protagoniści z pozoru mówią to samo lub przynajmniej — w tej samej tonacji, mówiąc coś całkiem innego. W ten właśnie sposób dokonują się rewindykacje językowe, rewindykacje języka patriotyzmu, języka historii, języka społeczeństwa. Rewindykacje o najwyższym znaczeniu historycznym. Był to jeden z wielkich aktów odbudowy języka. Tym bardziej, źe niemym świadkiem tej sceny była T- bez przesady — cała Polska. Trzeba jednak zapytać, czy wszyscy byli
J Tamże, s. 21.
Tamże, s. 22.
87