n
Myślę, te nasz mistrz ową Lidię z Padwy pamiętał także wtedy, : Outu gjy umierał — jak i Orszulę. Wczytując się w jego dzieło, niewiele mam
Zgodne i tą sw iadomością są jego modlitwy, jak ta w hymnjc wątpliwości co do tego, że były to dwie istoty ludzkie, które w swym życiu chcesz od nas, Pinie": ' najbardziej kochał.
Chowaj nas, pokt raczysz, na tej niskiej ziemi;
Jeno za w idy niech będziem pod skrzydłami Twemi.
(Pieśni, II 25)
albo ta w pieśni łacińskiej:
My nie z krwią zwierząt idziemy do Ciebie,
Lecz z czystym sercem zanosim błaganie:
Daj się przebłagać i wybrańcom Twoim Osłódź wszelakie przeciwności, Panie.
(Lyricorum libeUui, 2)
Tu płaca tu s amicis Adversa omnia molHes.
Zresztą temu, że owej Lidii nic można było zmienić w nic obcego, że była ońa niesprowadzalna do niczego innego, w ogóle nie należy się dziwić. &mią prawdopodobnie nic nie można było* zrobić. Zawsze się wyrywała. Jak jakaś szekspirowska Wiola, potrafiła nawet przebrać się za chłopca.
Nie zwlekaj tylko: sama Wenus cię powiedzie,
A Kupido nieść będzie pochodnię na przedzie.
Wszak umiesz zmianą szaty udać, Lidio, męża,
Umiesz dłonią niewieścią imać się oręża.
Gdzie dawna twa odwaga i gdzie męstwo twoje I czemu mnie narażasz na te niepokoje?
(Eltgii, 1 10)
To dobrze, że ta wioska dziewczyna, nie przemieniona w ideę platońską, pozostała z nami.
— gdzie prosi tyko o „zmiękczenie” przeciwności. ZYGMUNT KUBIAK
Nad światem Jana Kochanowskiego rozpięte jest sklepienie, któregol rozum ludzki nie może ogarnąć. A skoro nie może ogarnąć, to niedorzecz-l nośctą byłyby wszelkie próby scalania sprzeczności, jakie w ludzkim życiu! istnieją, układanie ich w jakiś wymyślony przez człowieka system. Mistrz! czarnoleski zostawia te sprzeczności takimi, jakimi są. Zostawia wielkie! złomy różnych spraw, nie obtłuczone, nie „spreparowane”. Na tym po-! lega niesamowita, nigdy nie wyczerpana wspaniałość jego sztuki. Podob-I nie jak sztuki Szekspira.
Chyba to było właśnie tak, że musiał pożegnać wizję Złotowłosej, aby mógł wykuwać sztukę większą, dojrzalszą 1 oto tamta błogość-sta- ' wała nad jego stołem w wizji podczas pisania — stawała naprzeciw Musu. I Ale nic szukał rozwiązania. Nie włączył tamtej słodyczy w jakąkolwiek I platońską hierarchię ładu i stopni piękna. Zostawił ją jako piękność osob-ną, błogą a ostrą jak strzała. Ona zresztą niemało osiągnęła swoim szep-1 im. To przecież ona nieraz rozkwita i wytryska ze skalnych szczelin jego I wykutych w głazie Psahnóto. '