Niezwyciężony
Rozwijała się coraz dynamiczniej. Nie mam tu na myśli rozlanej krwi, zdobytych sztandarów i wysiłku, jaki wkładał w jej rozwój, ale raczej autorytet, który sobie zyskał. W czasie lat, które upłynęły od podpisania pokoju westfalskiego, Erik mocno pracował nad swym samodoskonaleniem, poświęcając zwłaszcza dużo czasu zajęciom duchowym. Z typowym dla każdego karierowicza upodobaniem pojawiał się na bankietach, oddawał się sportom, uczył się francuskiego i gry na lutni. Pojawiło się jednak drobne, acz dość frustrujące ograniczenie: Erik mógł z łatwością zachowywać się w’ arystokratyczny sposób, ale nie posiadał odpowiedniego statusu, którym mógł poszczycić się każdy arystokrata. Dlatego też nigdy nie udawało mu się wzbudzić większego respektu dla siebie niż ten. który zdobył za sprawą naśladowanych gestów i wyuczonych zachowań. Wszystko to zmieniło się z chwilą, kiedy mianowano go na stanowisko porucznika - kwatermistrza. Oto za jednym zamachem zdobył prawdziwą władzę i prawdziwy autorytet. Był teraz osobą, która jednym skinieniem ręki kierowała zachowaniem tysięcy ludzi. Mógł kazać im burzyć, mógł też kazać im budować. Zasięgano jego opinii, a czasami nawet korzystano z jego rad. Z całą pewnością sytuacja ta uderzyła mu do głowy, a upojony myślą o swej ważności, Erik zaczął teraz zachowywać się jak pan, którym od dawna udawał, że jest, albo przynajmniej miał taką nadzieję.
Jest rzeczą wielce wymowną, że mniej więcej w tym samym czasie Erik Jónsson każe nazywać siebie Erikiem Dahlberghiem. Zmienia po prostu swoje prostacko i banalnie brzmiące nazwisko Jónsson na inne, które brzmi ze szlachecka i wydaje się, że jest pochodzenia szlacheckiego - widzimy już nawet herb z koroną: szczyt górski i dolinę1. Ale to jeszcze nie teraz2. To zrzucanie starej skóry (na razie tylko w warstwie nazewnictwa) jest kolejnym krokiem na drodze do zmiany osobowości i tworzenia nowego image u. To właśnie w aroganckim zachowaniu w domu duńskiego dziekana zauważamy, jak nieudacznik - Jónsson, to znaczy
syn Jona, chłopiec Jóssego3, zaczyna przeistaczać się w karierowicza Dahlbergha.
We Frederiksodde i w okolicy twierdzy nie zapanował jednak całkowity spokój. Jak zwykle pojawiły się różne pogłoski. Według jednej z nich Polacy, Austriacy i Brandenburczycy gromadzili się gdzieś w północno-zachodniej Polsce; inna plotka głosiła, że zaatakowali Pomorze Szwedzkie, a trzecia, że maszerowali już na zachód, co groziło armii szwedzkiej otoczeniem jej przed naciągające wojska. Dlatego też co jakiś czas wydawano rozkaz do wymarszu, ładowano sprzęt na wozy, sprawdzano stan osobowy oddziałów, a nawet czyniono przygotowania do całkowitego opuszczenia Jutlandii. Nic się jednak nie działo oprócz tego, że ostatecznie wysłano na wschód pojedyncze grupy, aby wzięły udział w toczących się tam walkach. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że plany związane z przerzuceniem szwedzkich wojsk na Fionię rozważane były na poważnie. W wielu małych portach gromadzono wszelkie dostępne jednostki pływające, w tym kilka ciężkich okrętów wojennych, kilka dużych jednostek towarzyszących, wynajęto statki towarowe, promy i mnóstwo mniejszych łodzi. W sumie chodziło o sprzęt pływający, reprezentujący wszystkie możliwe rodzaje, wielkości itp. Nadal jednak nie wystarczyło to do przeprowadzenia tak wielkiej operacji, dlatego też żołnierze i cieśle zabrali się w czasie panujących już mrozów za budowę prostych tratw. Nadal też nie widać było floty angielskiej, o której tak nabożnie opowiadali szwedzcy dowódcy.
Minął listopad, zaczął się grudzień 1657 roku. Po kilku tygodniach nadeszły niewiarygodnie silne mrozy. Wiał silny i chłodny wiatr z północnego wschodu, a całe duńskie wybrzeże pokryło się lodem. Po pewnym czasie pierwsi żołnierze mogli już na próbę przejść się po szarej pokrywie lodowej, która stopniowo skuła przybrzeżne wody cieśniny. Nadal jednak nic się nie działo: szalały zadymki śnieżne, z kominów uchodził dym, ubrania sztywniały na mrozie, zamarzały okna, a na zimnym, czystym niebie błyszczały gwiazdy. Minęło Boże Narodzenie, potem Sylwester, a nadejście
151
* Dahl - szw. dolina; bergh - szw. góra; oba słowa podane są w dawnej pisowni (przyp. tłum.).
Dopiero w 1687 roku Erik Jónsson otrzymał tytuł hrabiego (przyp. tłum.).
Jósse - zdrobnienie od Jon (przyp. tłum.).