576 Źródło zamachu na króla. Rola Strawińskiego
row miał zza Wisły czyhać na Pułaskiego, zwłaszcza gdyby jego celem był pochód za Wisłę ku Litwie.
Pułaski, niespokojny o to, co się dzieje z kolegą (którego nieprzewidziany nacisk Langego sparaliżował), zupełnie stracił z oczu plan Viomenila, gdy nagle usłyszał (28 października), że Lange idzie nań całą forsą, inna zaś Moskwa stoi już w Piotrkowie. Według instrukcji należało się szybko cofać; ale pan Kazimierz, cały przejęty inną tajemną instrukcją polityczną, postanowił nie oddalać się od Warszawy i w złudnej nadziei, że uda mu się szybkim manewrem odosobnić rosyjską konnicę od piechoty, przyjął bitwę pod Skaryszewem (31 tegoż miesiąca), która zakończyła się ciężką porażką. Jakkolwiek francuski instruktor Schwartz chwali w tej akcji bohaterskie wysiłki Pułaskiego (choć usprawiedliwia także Zarembę), przecież utrata kilkuset poległych nie opłaciła się w tym razie żadnym zyskiem strategicznym, bo Lange sam o własnych siłach, nie odciągając Branickiego z Krakowa ani Drewicza z Litwy, przeszkodził zaalarmowaniu Warszawy.
Niestety, za kulisami tego, co się stało między Skaryszewem i Iłżą, tkwiło gorsze jeszcze nieszczęście. W kilka dni potem gruchnęła wieść onieudałym zamachu konfederatów na Stanisława Augusta. Jakiż związek zachodzi między bitwą a porwaniem? Kto był rzeczywistym sprawcą zamachu?
Według pogłosek, które jako prawdopodobne notuje Poniatowski w swych Pamiętnikach, Pułaski działał pod wpływem, nawet pod urokiem Franciszki Krasińskiej i obiecał jej dostawić „intruza” żywego lub umarłego na imieniny męża1. Gdyby wierzyć najnowszemu w historiografii oświetleniu tych wypadków, to Pac i Krasiński kazali Pułaskiemu opróżnić tron polski specjalnie dla landgrafa2 i całość zakrawałaby tu na prusko-heską prowokację. W rzeczywistości było nieco inaczej. Królewiczowa, jak wiemy, potępiała akt bezkrólewia, mogła więc najwyżej aprobować zarządzenie Paca, powzięte w fatalnej sytuacji po napadzie Branickiego; Pac, gdy nakazywał dywersję dla przecięcia „źródła nieszczęść”, nie miał jeszcze porozumienia z Hesją.
Naprawdę decyzję o zamachu wypielęgnowali w Pułaskim ajenci Wessla, mianowicie Walewski i Kossakowski, którzy już od roku szerzyli pogląd, że kiedy Rosja, Prusy a nawet Austria podtrzymują Poniatowskiego, to Pułaski powinien „iść prosto na Warszawę”3. Ten i ów śmiałek, najpierw jakiś Wolski (na wiosnę 1771), potem w lipcu Stanisław Strawiński, podawał marszałkowi łomżyńskiemu sposoby wykonania zamachu. Zwłaszcza ów Strawiński, mający stosunki ze spiskowymi kołami stolicy, rysował ponętną perspektywę porwania rosyjskiego naczelnego wodza, uprowadzenia gwardii koronnej, zabrania magazynów i kasy ambasadorskięj (wszak w niej leżały skarby zagrabione z kontrybucji), co
wszystko Pułaski w zasadzie aprobował, tylko do targnięcia się na osobę króla nie miał i nie mógł dać upoważnienia. Strawiński stykał się z komendami mazowieckimi, które od początku września podlegały władzy Pułaskiego, bywał pono i u Generalności, gdzie zwolenników gwałtu nie brakło4. Wreszcie upoważnienie dał Pułaskiemu sam Pac. Wykonanie wzięli na siebie Strawiński, Walenty Łukawski, rotmistrz zakroczymski, oraz Jan Kuźma, nazywający siebie Kosińskim, a porwanego króla miał przejąć z ich rąk kierownik alarmowej imprezy — Pułaski.
Posępne były wieczory warszawskie tej jesieni. Miasto otoczone od roku wałem sanitarnym, po ulicach wśród gromadek cicho rozprawiających o Ogińskim, Pułaskim, Kossakowskim i o najświeższej dekonfiturze „Braneckiego” snuje się szpieg. Patrole polskie i rosyjskie krążą po wszystkich ulicach. Ani teatru, ani reduty. Na Powązki ciągną liczniej niż przedtem ludzie w żałobie. Między zamkiem i miastem padają złe spojrzenia, a w jasno oświetlonym pałacu Bruhlowskim miota się w transach lęku i wścieklizny ambasador Wszechrosji: przecież go otacza kilkuset sprzysiężonych, dybią nań księża, mnichy, kobiety, Francuzi, Sasi5, kto wie, może sam nawet szef policji, marszałek wielki koronny... Tylko król JMć dziwnie teraz spokojny, przewraca w ręku jakieś listy wiedeńskie, szepce: patience et courage, jak gdyby teraz nic mu nie groziło i jakby Polska też była na drodze do jakiegoś szczęścia...
W niedzielę nazajutrz po Zaduszkach król wracał karetą od chorego księcia kanclerza6. Kiedy kareta znalazła się u wylotu uliczki Koziej, zamajaczyły od
Memoires I, s. 673,
O. Forst-Battaglia, s, 50—51.
List Lasockiego cyt. w: Kazimierz Pułaski, Życiorys.
Oto odgłos ich szeptów w liście A. Lub[omirskiego] do A. Kr[asińskiegoj 25 X: „Trzciński filut, co był przeszłego roku u nas tu, zwany Krasińskich komisarz, sługa, przyjaciel... był u mojej żony, jakoby z Wiednia jechał, pod sekretem powiedział, żecoś wkrótce wybuchnie, ale odmalowałem jego portret do Opola” (BCz. 943).
Wśród Saksończyków wciąż najpodejrzańszy Lipski, fabrykant plotek, zbieracz ulotek, spiskowiec bawiący się w kronikarza; zob. pisemko: Rozmowa króla z L. 28X1771 (BOK).
Właściwie wszystkie opisy porwania króla pochodzą od niego samego, skoro ani Kuźma, ani jego zdradzeni towarzysze nie próbowali prostować jego opowieści. Najwięcej szczegółów zawiera się w Memoires I, s. 673, następnie w Opisaniu zasadzek na Króla Imci (d. s.) i piśmie S. Konarskiego: Boskiej Opatrzności dowód oczywisty. Do przedmiotowej prawdy docierał Ostrożyński: Sprawa zamachu na Stanisława Augusta, Lwów 1891, zestawiając oskarżenie z argumentami obrony. Do genezy dorzucili nieco Dr Antoni J. w Nowych opowiadaniach historycznych, Lwów 1883, z dużą domieszką beletrystyki, oraz M. Loret w: Bibl. Warszawskiej 11911. Łużne okruchy można znaleźć także w doniesieniach posłów obcych z Warszawy, np. u Essena 13 XI, jakoby Poniatowskiego bito po twarzy na oczach służby Przeździeckiego, jakoby Kuźma mówił w śledztwie, że rozkaz Łukawskiego oddał królowi „pour un usage de proprete, sur quoi le roi ayant doute du £ait” posłano szukać, ale marszałek w. kor. „n’a pas juge a propos de pousser trop loin sa curiosite et żele de recherche” (AD); u E[ssena], jak wiemy, często bywa „der Wunsch der Yater des Gedankens”. Saint Saphorin 6 XI zwraca uwagę, że Kossakowski, uchodząc przed Duringiem, znalazł się 3 XI nie dalej jak o 15 mil od Warszawy; rano t.d. usłyszała Warszawa o jego porażce. Lubomirski, s. 189, bardzo lakoniczny, odwołuje się do Konarskiego, w którego opowiadaniu zresztą był odgłos fałszu, jakoby Strawiński i Łukawski „tył podawszy, sprośnie prysnęłi”. Sztychy Chodowieckiego i in. oczywiście skomponowane bez autopsji.