LVI AUTOPORTRET POETY, WIESZCZ
nego słowa. Radość tworzenia, samorealizacja przez sztukę, oto szansa wyniesienia ponad swoją „czasowość”so.
A jeśli radość — to i zachwyt, cóż że ironicznie kontrowany pięknem przedmiotu i własnego dzieła. Manifestowany estetyzm,
0 jakby modelującej funkcji wobec emocjonalności, wspomnień ojczyzny i wizji narodowych dziejów. Jakby: mógłbym wypełnić „kopułę myśli” (znów ironiczna aluzja do Mickiewiczowskich słów o poezjach Słowackiego jako kościele bez Boga), ale mogę też spojrzeć na wszystko z dystansu, istniejącego między artystą a dziełem sztuki. Znów idea drwiąco przeciwstawna wobec romantycznej wizji poezji.
Autoportret poety. Spoza polemik z krytykami, spoza walki z Kościołem i spoufalania się z Mickiewiczem wciąż wylania się w Beniowskim autoportret poety. Szyderstwa i spory prowadzą przecież nie tylko do pognębienia konkretnych, z nazwisk wymienianych adwersarzy, lecz do obnażania wszelkich fałszywych wielkości i przeciwstawienia im autentycznych, w tradycji wiary
1 ojczyzny osadzonych ideałów. Może tego dokonać oczywiście ten tylko, kto ogarnął całość spojrzeniem ironicznym, z dystansu, kto potrafi unieść się ponad „czasowe okoliczności”.
Zatem — nim dojdzie do końcowej polemiki z Mickiewiczem, wiemy, kto z nim polemizuje, jaką drogą kształtuje swą wizję świata; kim jest poeta, przemawiający z kart Beniowskiego.
Kunsztmistrz — bez wątpienia. Ale spoza artystostwa i inwektyw rzucanych na współczesnych autor ukazuje się jako świetny i drwiący szyderca. Ironista zatem — lecz autoportret poety wpisany w poemat zawiera jednocześnie kanon cech do tej ironii jakby nie przystających, tradycyjnie zaś wiązanych z romantycznym wizerunkiem artysty: geniusza, pielgrzyma, jednostki nad miarę wrażliwej i cierpiącej, odtrąconej przez świat. Mieni się w Beniowskim kontrast między pozorem, twarzą ukazywaną
" „Poemat cały jest hymnem pochwalnym twórczego kreacjóiuzmu”, pisał S. Treugutt (op. cit., s. 223).
światu — a głębią, nieoczekiwanie przebłyskującą w momentach zadumy nad prywatnym losem. To owa gorycz, która „nie wiem sam, skąd mi się wzięła; Długo po świecie pielgrzym tajemniczy Chodziłem” (II 2—4), to przepełnione lirycznym smutkiem wspomnienia młodości i uniesień własnego serca, to wzmianki o „ciągłej w życiu samotności”.
Także ten portret poety jest wciąż kontrowany deklaracjami mało doń przystającymi. (Szyderca i wrażliwy samotnik ukazuje się jednocześnie jako ktoś zdolny me tylko przenikliwym okiem przejrzeć na wskroś intrygi i podłości współczesnego świata, ale także jako jednostka niepokorna, o niezwykłej mocy ducha i woli działania, świadoma swego posłannictwa. Można by je określić jako ocalenie narodu od małostkowych ambicji, waśni, fałszu, od karłowatości ducha i prowadzenie ku przyszłości, godnej ojczyzny dawnych Polaków; bo taką tylko wskrzeszać warto, bo ,,Jeśli masz z twoją rycerską urodą Iść między ludy jak wąż, co się wije; [...] Zostań, czem jesteś — ludzi wielkich prochem!” (I 229—230, 232)7
W świetle Beniowskiego tak wiele obejmujący portret poety i takie poczucie misji nie jest samochwalczą uzurpacją; nie, gdyż
— i tu dochodzi odwołanie do biografii autora. Słowackiego
— ma szczególne moralne prawo: bo to on „Czołem bijący w marmur Chrystusowy” (I 257) nawiązał u Grobu osobistą, intymną więź z Chrystusem, został namaszczony.
Indywidualizm najwyższej miary jest w Beniowskim. Ironiczny dystans wobec świata, spojony ze świadomością własnego statusu jednostki wybranej — do wielkiego cierpienia, do wielkich społecznych obowiązków, życia wedle wielkiej miary. Daleka droga biegła od Kordiana po Beniowskiego, od niepokoju o sens życia i kształt splecenia go z ojczyzną, po osiągniętą wreszcie wiarę i pewność, że wie, że ma wewnętrzną moc, predestynującą do czynu.
Ta wersja indywidualizmu mieści niezwykle pojemną koncepcję nie tylko sensu życia, ale i egzystencji. Wymóg aż niewiarygodnej pełni i pasji istnienia, a stąd przełamanie romantycznego