jest naprawdę), że podobnie dzieje się z każdą fotografią: że kolor jest nałożony późnie] w prawdziwy oryginał Czarno-Biały. Kolor jest dli3 mnie czymś sztucznym, szminką (jak ta, którą maluje się trupy). Gdyż zależy mi nie na „życiu” zdjęcia (pojęcie czysto ideologiczne), chodzi o pewność, że sfotografowane ciało dotyka mnie swym i własnymi promieniami, a nie Jakimś dodanym światłem.
(W ten sposób Fotografia z Cieplarni, chociaż jest bardzo blada, stanowi dla mnie skarb promieni, które biegły od mojej matki, gdy była dzieckiem, od jej włosów, skó/y, sukienki, spojrzenia, właśnie tamtego dnia.)
35
Fotografia nie przypomina przeszłości (zdjęcie nie ma w sobie nic proustowskiego). W jej działaniu na mnie nie chodzi o odbudowanie tego, co runęło (w wyniku działania czasu, odległości), a jedynie o poświadczenie, że lo, co widzę — naprawdę istniało. Jest to efekt doprawdy okropny. Więc zawsze Fotografia mnie dziwi, i to zdziwieniem, które trwa i ponawia się niewyczerpanie. Być może to zdziwienie i ten upór związane są z przenikającym mnie elementem religijnym. Taki właśnie jestem. Fotografia ma w sobie coś wspólnego ze zmartwychwstaniem. Czy nie da się o niej powiedzieć tego, co Bizantyjczycy mówili o obrazie Chrystusa, którym jest przepojony Całun Turyński, to znaczy, że to nie zostało zrobione ręką człowieka, acheiro-poietosl
Oto polscy żołnierze na biwaku podczas wojny (Kertesz, 1915). Nic w tym nadzwyczajnego, tyle że żadne malarstwo realistyczne nie upewniłoby mnie, że tam byli. To, co widzę, to nie wspomnienie, wyobraźnia, to nie odtworzenie, fragment „Maya”, jak tym szafuje sztuka, lecz rzeczywistość w przeszłości, jednocześnie przeszłość i rzeczywistość. Fotografia ofiaruje jako strawę mojemu umysłowi (który nie może się nasycić) prostą tajemnicą współistnienia,
138