80 / Laboratoria smynlóH
bryki krótkotrwałej obfitości (wielkie rocznice kościelnego kalendarza odpowiad aj<| — w sensie religijnym — świętom rolniczym, próbom ustanowienia gastronomicznej zależności od tajemniczych sil życia i śmierci, ubłagania potęg niebiańskich za pomocą odpowiednich pokarmów), powstawała teoria i praktyku prawdziwej antykuchni. Miała ona na celu (jak głoszono w czasach największej chwały kontrreformacji) wywołanie „odrazy do jedzenia**, stworzenie sztywnych barier wstrętu i obrzydzenia wobec pokarmu, a w ostatecznej instancji — wobec życia. To również była kuchnia ekscesu, lecz ekscesu będącego lustrzanym odbiciem rytualnej transgresji, witalnej eksplozji i afirmaeji życia. Chodziło o implozję typu ascetyczno-dewocjonalne-go, kuchnię opatrzoną negatywnym znakiem, protest przeciwko fizjologicznym koniecznościoin, organicznemu rytmowi ciała, o kuchnię „odwróconą**, dążącą do reiOkacji - za pomocą wszelkich możliwych technik karania i unicestwiania — nie tylko łakomstwa, nie tylko zmysłu smaku, ale samej idei ciała, cielesnej machiny i jej godnej potępienia fizyczności, powstałej z genetycznych plugastw, seksualnych obrzydliwości, zgniłej, nieczystej krwi, zwanej spermą. Kuchnia „sług Bożych" najbardziej wystawionych na pokusy (cielesne) jest trunsgre-sywna względem smaku (dobrego smaku), prowokacyjna wobec zasad gastronomii, niezrównoważona, na swój sposób rozpasana i wyzbyta umiani, zdominowana przez oszalałą składnię (przynajmniej w świetle zwykłych zasad oceny profanów). Kuchnia elity, nieugiętych konie-statorów konwencjonalnych relacji człowiek—pokarm, buntowniczych, nawiedzonych nadgorliwców: ekstremistów, którzy biczując się i wycieńczając. głoszą odmienną etykę (a więc i odmienną dietę) niż w iększość śmiertelników. Odmienna dieta dla odmiennego człowieka, wielebnego sługi Bożego, aspirującego do niebiańskiej szczęśliwości, dla samotnego kata siebie samego. Ale obowiązuje ona również — w innym kontekście oraz innym pejzażu kulturowym — mnicha, który żył wprawdzie w zdyscyplinowanej wspólnocie braci, lecz wymyślał też wyłącznie dla siebie metody osobistego umartwiania się, sekretnego, nieostentacyjnego, świątobliwego maskowania się, samokarania.
Dieta zredukowana do granic minimum, czystego przetrwania, powo-dująca bezsenność i halucynacje. Głód jest bowiem najtańszym i najbardziej uniwersalnym narkotykiem. Model tebaiczny pustelników.
81 / Zadziwiając** posty
wedlug którego „spożywanie gotowanych pokarmów (było) uważane za rozwiązłość” (święty Hieronim), przekształcił się w płodną wylęgarnię pokus i rozgorączkowanych wizji. To święty Antoni, toczący ciężkie bitwy z demonami, samotny mieszkaniec porzuconych grobów lub niedostępnych jaskiń wśród rozżarzonych piasków.
Jadał - wspomina jego biograf Atanazy - raz dziennie, po zachodzie słońca, bywało, że nie brał nic do ust przez dwa, a nawet cztery dni. Za pożywienie miał chleb z solą, a napojem była tylko woda. 0 mięsie i winie nie ma co mówić, bo ani u niego, ani u innych gorliwych ascetów czegoś takiego nie było. Czuwał tak długo, że często spędzał całą noc bezsenną (...]. Kiedy miał jeść albo spać, albo ulegać innym potrzebom ciała, wstydził się na myśl o duchowej naturze swojej duszy. Często, kiedy miał zasiąść do posiłku wraz z innymi pustelnikami, przypominał sobie o strawie duchowej, przepraszał i oddalał się, wstydził się bowiem, że inni będą na niego patrzeć, jak je”1.
Kudłaci, wędrujący z miejsca na miejsce, okryci kozimi skórami, wielcy amatorzy soli (łubianej przez owce), wrogowie mycia się, wydzielający ostre, zwierzęce zapachy, ci mężczyźni-kozły zdają się ucieleśniać znienawidzony obraz boga-kozła, nieczystego, fallicznego, nienasyconego Pana.
Uczeń Antoniego, Hilarion, podobnie jak mistrz przestrzegał „reguły jedzenia bez przyjemności4*2. W pierwszym okresie życia na pustyni ten tirunculus Christ? podsycał swoje słabnące życie (deficientem animam)4 - wspomina święty Hieronim - „tylko sokiem roślin i kilkoma figami oraz kopiąc motyką ziemię, aby trud pracy podwoił trud postów” Aż pewnego dnia, a raczej nocy, wychudły tak, że zapadnięta skóra ledwo trzymała się kości, usłyszał płacz dzieci, beczenie owiec, porykiwanie wołów, płacz kobiet, ryk lwów: przerażającą mieszaninę głosów, krzyków, rozmaitych dźwięków, tak że przeraził się tego akustycznego koktajlu zanim jeszcze ukazały mu się obrazy. Rozpoznał jednak na koniec mistyfikacje demonów (daemonum Iiidibriaf. „Liczne były jego pokusy [...]. Ileż razy - zastanawia się święty Hieronim - gdy spoczywał, ukazywały mu się gołe kobiety; ileż razy, gdy czuł głód, przewybome uczty!”7.
„Od dwudziestego pierwszego aż do dwudziestego siódmego roku życia przez trzy lata spożywał pół garnuszka soczewicy rozmoczonej w zim-